

tekst Karolina Przewrocka-Aderet
To miał być reportaż o polaryzacji i zmianach społecznych w Izraelu, zachodzących po wyborze nowego rządu od późnej jesieni 2022 roku. Jeden z wielu tekstów, jakie w tamtym czasie pisałam dla polskiego Czytelnika, usiłując przybliżyć mu skomplikowaną izraelską rzeczywistość.

Postanowiłam pojechać na południe kraju, by zbadać, jak to możliwe, że politycy głoszący najmniej popularne, lewicowe i propokojowe hasła, największe poparcie zdobywają nie gdzie indziej, jak w kibucach bezpośrednio sąsiadujących z Gazą. Przy okazji, pomyślałam wówczas, odwiedzę dawno niewidzianego znajomego. I tak w maju tego roku pojechałam do kibucu Nir Oz.
Alex Dancyg był w świetnym humorze. Dwa tygodnie po ostrzale z Gazy i operacji „Tarcza i strzała”, w której Izrael zlikwidował w Gazie trzech dowódców Islamskiego Dżihadu, kibuc wrócił do normalności i życie toczyło się jak zwykle. Jeździliśmy po polach, których nawadnianiem Alex się zajmował. Pokazywał mi miejsca, w których niegdyś znaleziono tunele Hamasu, kilkaset metrów od jego domu. Łapał się za głowę, mówiąc: widzisz, mogli nas tu już z dziesięć razy porwać, jak Gilada Szalita, a nie porwali. Wierzył w pokój, a fakt, że dotąd go nie porwano, miał być dla niego dowodem na to, że ludzie zza separacyjnego płotu również tego pokoju pragną.
Poznał mnie ze współmieszkańcami i pracownikami z kibucu. Jeden z nich, Elad Katzir, jako jedyny powiedział mi tamtego dnia, że w żaden pokój nie wierzy. Że z dwojga złego woli już władzę prawicy, bo ta przynajmniej nie zrzuci na jego dom rakiety, nie zaplanuje ataku terrorystycznego. Pamiętam Alexa w tamtej chwili: śmiał się za plecami Elada, pokrzykiwał, żeby przestał pleść. Pod kamienną, profesjonalną miną sama skrywałam ironiczne myśli.
7 października, w najkrwawszą sobotę w historii Izraela, Alex i Elad zostali porwani do Gazy przez członków Hamasu, a wielu ich przyjaciół i członków rodziny z kibucu – także tych najbardziej zaangażowanych w propokojowe działania – brutalnie zamordowano w ich własnych domach. Tego dnia rozpętała się koszmarna wojna, pozbawiając życia dziesiątki tysięcy osób w całym regionie, i odbierając wszystkim tym, którzy prawdziwie marzyli o pokoju, resztkę nadziei i wiary w cokolwiek – łącznie z wiarą w człowieczeństwo.
Tekst, który pisałam wówczas dla dużego polskiego miesięcznika, wciąż czeka na publikację. Pisząc niedawno jego aktualizację i przedzierając się przez opisy masakry w Nir Oz przeżyłam najtrudniejsze momenty w dotychczasowym zawodowym życiu. Wciąż mam nadzieję, że zakończenie do tego tekstu samo się napisze: że Alex wróci do swojej rodziny cały i zdrowy. Że Elad, którego trzy dni temu zobaczyłam w filmiku Islamskiego Dżihadu, nawołującego izraelski rząd do pomocy i uwolnienia porwanych, odzyska któregoś dnia nadzieję i powróci do Izraela – domu, którego – jak mi mówił – tak bardzo kocha.
Marzę, że po ich powrocie znów się spotkamy, i będę z nimi mogła porozmawiać.
I tylko boję się, że nie będę wiedziała, o co zapytać. I że tym razem zabraknie im słów.
W obliczu tragedii trwającej wojny jesteśmy bezsilni. Pamiętamy o ofiarach i ich rodzinach i pozostajemy z nimi w naszych sercach i modlitwach.
Niech nadchodzący rok 2024 przyniesie nam wszystkim ukojenie, nadzieję na lepsze czasy i rychłe zagojenie ran.
Redakcja „Kalejdoskopu”
Autor
-
(ur. w 1987 r.) – redaktor naczelna „Kalejdoskopu”, dziennikarka, stała współpracowniczka „Tygodnika Powszechnego”. Autorka „Polanim. Z Polski do Izraela”. Współautorka antologii „Przecież ich nie zostawię. O żydowskich opiekunkach w czasie wojny” oraz – wraz z ks. Adamem Bonieckim – książki „W Ziemi Świętej”.
View all posts