z Anią Kurcewicz, mieszkanką położonego w pobliżu Gazy Aszkelonu rozmawia Daniela Malec.

Daniela Malec: – Aszkelon oddalony jest od Gazy zaledwie o 20 kilometrów. Ostatnie dni muszą być dla Ciebie wyjątkowo trudne. Opowiedz nam o swoich przeżyciach.

Ania Kurcewicz: – Wydarzenia ostatnich 72 godzin różnią się od naszych dotychczasowych doświadczeń zewzględu na element zaskoczenia i brutalność sobotniego wybuchu wojny. Zagrożenie nie nadchodziłowyłącznie z powietrza, nie były to jedynie automatycznie wystrzeliwane pociski. Nagle ludzie z krwi i kości, ogarnięci ślepą nienawiścią, byli fizycznie w namacalnej odległości i mogli przejść moją ulicą, wedrzeć się do mojego domu i wysłać na tamten świat. Dlaczego? Bo tak. Jest to traumatyczna świadomość, nad którą ciężko przejść do porządku dziennego.

– Jak sobie z tym radzisz?

– Staram się racjonalizować tą sytuację, tak jak wtedy, gdy samolot ogarniają turbulencje. Strach i panika nie prowadzą przecież do niczego dobrego, nie dają żadnego wpływu na sytuację, a tylko pogarszają moje samopoczucie i zdrowie psychiczne. Może to dziecinne podejście, a może cyniczne, ale kontrola nad swoimi emocjami jest dla mnie najważniejsza w takich sytuacjach.

 [Tu wywiad zostaje przerwany, bo w Aszkelonie rozlegają się syreny alarmowe i Ania musi pójść do schronu].

Ponieważ pracuję z domu i mam schron w jednym z pokojów, dotychczas wpływ zaostrzenia konfliktu byłwzględnie niewielki. Niezależnie od sytuacji staram się unikać ciągłej ekspozycji na media i ich nakręcanie emocji, strachu i animozji. Szukam dystansu do tej sytuacji, mówiąc sobie, że to tylko tymczasowe i przejściowe.

Jak długo mieszkasz w Aszkelonie? Czy to Twoje pierwsze doświadczenie wojny?

Mieszkam tu od ponad 12 lat, czyli od momentu kiedy się przeprowadziłam do Izraela w 2011 roku. Stąd pochodzi mój mąż. Od początku byłam świadoma faktu, że Aszkelon jest celem ostrzałów rakietowych. Na początku naszej znajomości miała miejsce wojna w 2008 r., jedna z większych eskalacji między Izraelem a Gazą. Wtedy jeszcze mieszkałam w Polsce. Czytając media w trakcie tamtego konfliktu miało się wrażenie, że Izrael jest w trakcie wojny totalnej, a rozmawiając z moim, wtedy, chłopakiem uświadamiałam sobie jak wygląda życie codzienne po izraelskiej stronie. Co jakiś czas musieliśmy przerywać nasze rozmowy, gdyż musiał iść do pokoju-schronu. Wracał po kilku minutach i wracał do pracy i rozmowy. Nie było w jego głosie ani paniki, ani strachu, może trochę poirytowania. A wtedy jeszcze nie istniał system Żelazna Kopuła! Zrozumiałam, że mimo tak zupełnie surrealistycznej dla mnie sytuacji, ludzie prowadzą normalne życie tam,gdzie jest ich miejsce na ziemi, i nie tracą ducha. Po przeprowadzce do Izraela przez wiele lat wynajmowaliśmy połowę starego domku z ogródkiem z lat 50., który nie miał schronu. Stąd też sytuacja w 2014 r. wyglądała mniej ciekawie. Przysiadaliśmy w najgłębszym kącie domu i musieliśmy poprostu mieć nadzieję, że rakieta nie spadnie prosto na nasze głowy. Nie były to chwile, które miło wspominam. Od sześciulat mamy mieszkanie ze schronem i sytuacja jest diametralnie inna. Czuje się tak samo jak mój mąż w trakcie naszych rozmów w przeszłości. Alarm? Ok, przerywamy cokolwiek robimy, wstajemy i idziemy na kilka minut do innego pokoju. 

– Jak często do tej pory ataki rakietowe pojawiały się w Aszkelonie?

– Do tej pory miasto było celem ataków rakietowych średnio raz na rok lub dwa lata. Konflikty są o różnej długości i intensywności. Tutejsi mieszkańcy są zahartowani w tych sytacjach. Życie zazwyczaj toczy się względnie normalnym torem, oczywiście bez niepotrzebnego ryzyka (odwołuje się zajęcia szkolne,wydarzenia). Psy muszą być wyprowadzone, śmieci wyrzucone a zakupy zrobione. Najważniejsze to nie dać się złamać i zagonić pod ścianę. Myślę, że wtedy dajemy drugiej stronie wygrać.

– Śpisz w schronie?

– Nie. Uważam, że byłoby to przyznanie, że rakiety i sytuacja przejęły kontrolę nad moim życiem. Wolę wstać kilka razy w nocy na dźwięk syren. Ale to tylko moje podejście. W trakcie najintensywniejszych ostrzałów w przeszłości spaliśmy przez kilka nocy w tym pokoju – nazywanym tu mamad. Natomiast mój mąż siedzi w nim przez cały dzień, ponieważ jest to jego biuro (pracujemy z domu).

– Czy myślisz o wyjeździe? Teraz, gdy zagrożenie jest tak namacalne?

– Nie. Ewentualna przeprowadzka byłaby umotywowana zupełnie innymi, osobistymi powodami. Od soboty minęły trzy dni i trzy noce, i te przytłacząjące emocje już nieco opadły, a Aszkelon wraca do swojej codzienności i rzeczywistości, jaka by ona nie była. Rozważamy teraz wylot na nieokreślony czas, jednak powstrzymuje nas para naszych kotów, które zostawilibyśmy za nami, a które są bardzo zestresowane alarmami i ciągłymi wybuchami, trzęsącymi się witrynami drzwi i okien. Życie toczy się dalej. Zobaczymy, co nam przyniesie jutro.

Wojna w Izraelu
Karolina van Ede-Tzenvirt

Modlitwa na zgliszczach

Na zaproszenie izraelskiego MSW przedstawiciele różnych wspólnot religijnych wzięli udział w poruszającej wizycie w kibucu Kfar Aza.

PRZECZYTAJ »

Autor

  • Daniela Malec

    (ur. w 1979 r.) - Izraelka z wyboru (zrobiła aliję w 2009 r.). Mieszka w Tel-Awiwie. Dusza artystyczna: jest aktorką, pisze, tłumaczy, udziela się społecznie. W „Kalejdoskopie” kieruje marketingiem i prowadzi media społecznościowe.

    Malec Daniela