tekst Rina Bodankin
Czy można wybrać przynależność narodową? Jak zrozumieć fakt budowania polskiej tożsamości przez Żydów za cenę ukrycia i wymazania żydowskich korzeni? Ceną są kłamstwa, niedomówienia i ukrywanie rodzinnych sekretów. Nagrodą jest uwolnienie od antysemityzmu.
Odpowiedź na pytanie o kwestię wyboru żydowskiej tożsamości jest złożona. Pierwsza nasuwa mi się postać Marka Edelmana, przywódcy powstania w getcie warszawskim i antysyjonisty. Przed wojną należał do Bundu, Socjalistycznego Powszechnego Żydowskiego Związku Robotniczego i mimo, że pod koniec lat pięćdziesiątych organizacja przestała istnieć w Polsce, pozostał wierny jej ideałom. Jej członkowie opowiadali się za autonomią kulturową środowisk żydowskich i byli przeciwnikami asymilacji oraz antysyjonistami. Edelman nie miał złudzeń co do skali polskiego antysemityzmu. W okresie pogromu kieleckiego trzymał w domu cały arsenał broni. Jednak wybrał Polskę, świadomie przyjmując szykany związane ze swoim pochodzeniem. Izrael nigdy nie był dla niego opcją. Twierdził, że w Izraelu powstanie nowa kultura, która z europejskim żydostwem ostatnich kilkuset lat nie będzie miała nic wspólnego. Do niedawna wydawałoby się, że miał rację – choć ostatnio z powodu zmian demograficznych i politycznych Izrael staje się państwem coraz bardziej religijnym. W oczach Edelmana taki rozwój wypadków również nie przybliżyłby go do kultury żydowskiej, bo religijności nie znosił. „Żydowska ciemnota jest jeszcze gorsza niż katolicka” – twierdził z niechęcią.
Zostać z tymi, którzy zginęli
Nawet antyżydowska nagonka w 1968 roku nie zdołała go zniechęcić. Mimo, że jego żona i dzieci opuściły kraj, on pozostał w Polsce. Musiał zrezygnować z posady w szpitalu, a Uniwersytet Łódzki odrzucił jego pracę habilitacyjną. Niestrudzenie jednak, pomimo szykan, służył Polsce: działał w Komitecie Obrony Robotników (KOR), był członkiem „Solidarności”, a w latach 1989–1993 – posłem na Sejm.
Pytany, dlaczego nie wyjechał z Polski, nie powoływał się na patriotyzm, lecz mówił: „Ktoś przecież musiał zostać z tymi wszystkimi, którzy tu zginęli”. Zapytany, co znaczy dla niego ojczyzna, odpowiadał: „mieszkanie, dom, podwórko. I piątka czy dziesiątka przyjaciół”. Człowiek bez patosu.
Jego wybory były proste i konsekwentne. Natomiast wyparcie się narodowej tożsamości jest procesem długim i często poniżającym. W tym kontekście urzekła mnie opublikowana w Polsce pod koniec 2022 roku książka Jarosława Kurskiego „Dziady i dybuki”, opisująca asymilację żydowskiej części rodziny autora.
Czy można wybrać przynależność narodową? Jak zrozumieć fakt budowania polskiej tożsamości przez Żydów za cenę ukrycia i wymazania żydowskich korzeni? Cena i nagroda. Ceną są kłamstwa, niedomówienia i ukrywanie rodzinnych sekretów (z drugiej strony, kto z nas nie ma takich przemilczanych domowych historii?). Nagrodą jest uwolnienie od antysemityzmu. Tysiące zasymilowanych polskich Żydów musiało zdecydować się na emigrację w 1968 roku. Próba spolszczenia nie powiodła się. Zostali głównie ci, których żydowskich korzeni nie sposób było udowodnić.
„Prawdziwy Polak”
Jarosław Kurski, znany pisarz, dziennikarz i publicysta, pierwszy wicenaczelny ogólnopolskiej „Gazety Wyborczej”, zdecydował się opublikować książkę o żydowskich przodkach swojej matki.
O „Dziadach i dybukach” rozmawiał z nim na łamach „Wyborczej” Michał Nogaś (30.09.2022). Kurski odkrył żydowskie korzenie swojej matki przypadkiem, chcąc zdementować nieuzasadnione pogłoski o jej semickim pochodzeniu. Matka zareagowała, jak to określił w wywiadzie, „egzystencjalnym przerażeniem”, ostrzegając go, że nie wie nawet, jaki los szykuje sobie i swoim dzieciom, i że nie zdaje sobie sprawy ze skali antysemityzmu w Polsce. Kurski, wychowany jako rdzenny Polak, chyba rzeczywiście nie do końca to rozumiał. „Dziwnie się składa, że, jak pisał Julian Tuwim, zarówno „aryjskie rzeczoznawce, wypierdy germańskiego ducha”, jak i ortodoksyjni rabini, zgodnie będą mnie uważali za Żyda. Jedni, bo mam domieszkę trującej semickiej rasy, drudzy, bo niby żydowską tożsamość dziedziczy się po matce. Ja te kategorie odrzucam” – mówi Kurski w wywiadzie.
Czy rzeczywiście jednak człowiek może zadecydować o swojej narodowości? Tożsamość narodowa, co to właściwie znaczy? Czy można zmienić pochodzenie etniczne? Niestety nie. Można tylko zmienić przynależność kulturową albo identyfikację z przynależnością etniczną. Na pytanie, czy Żyd w jednej ósmej powinien być uważany za Żyda, ostatni krzyk mody – Chat GPT – odpowiada dyplomatycznie, że to zależy od indywidualnego wyboru. Czyli jednak jest to możliwe, pod warunkiem akceptacji ze strony grupy, do której chce się przyłączyć. W tym tkwi cały dramat pokoleń spolszczonych Żydów, nie uznawanych przez Polaków za ich „prawdziwych rodaków”.
Mentalny chrzest
Kurski pisze o swoich żydowskich przodkach: zasymilowana, zreformowana burżuazja żydowska pozostająca w związkach małżeńskich między sobą. Według Kurskiego, w okresie powstania styczniowego dawało się jeszcze żyć złudzeniami, że można być Polakiem wyznania mojżeszowego, zanim narodziła się koncepcja etnicznie czystego Polaka-katolika. Jego prapradziadek brał udział w powstaniu, za co został uwięziony i stracił dużą część majątku. Jego pradziadkowie przyjęli chrzest. Ale wśród Polaków brak już było miejsca dla obcych konwertytów. Cioteczny dziadek Karskiego, znany historyk, sir Lewis Namier, słysząc przypadkowo antysemicką rozmowę okolicznych ziemian o swoim ojcu, został syjonistą, mimo całkowicie polskiego wychowania. Babka Kurskiego wżeniła się w kresowe ziemiaństwo. Pięknie położony dwór, gdzieś między Buczaczem a Tarnopolem, świetna biblioteka, ciekawi goście i rozmowy, guwernantki, starannie dobrani prywatni nauczyciele dla dzieci – całkowite mentalne odcięcie od żydostwa. Ale sprawa nie jest taka prosta – bo przecież ludzie pamiętają. Rodziny do końca nie akceptują ani Żydzi, ani Polacy. Podczas okupacji – najpierw we Lwowie, później w Warszawie – udaje im się ukryć swoje pochodzenie. Dopiero jednak przeprowadzka do Gdańska umożliwia matce Kurskiego całkowitą wolność. Kontakty z żydowską rodziną utrzymywane są w tajemnicy przed synami. Asymilacja uwieńczona sukcesem. Aż szkoda, że jeden z nich, nieświadomy „goj”, który zechciał o tym napisać książkę, zniweczył wysiłki paru pokoleń.
Nowy Żyd, nowy Polak
Ciekawa książka Kurskiego pokazuje świat, o którym niewiele wiemy – zamożnych Żydów, ziemian na wschodzie Polski, polskich patriotów, zakochanych w polskiej kulturze, dążących do osiągnięcia statusu społecznego przez asymilację i chrzest. Trudno nie utożsamiać się z ich wysiłkiem umknięcia trudnemu żydowskiemu losowi, pogromom i w końcu Zagładzie. Z chwilą utracenia wiary nic już nie trzymało ich w żydowskiej społeczności.
Utrzymywanie w sekrecie żydowskiego pochodzenia nie jest w Polsce niczym niezwykłym. Sama znam parę takich rodzin. Unikalne jest natomiast opublikowanie książki w walce o inną Polskę, mniej wobec Żydów uprzedzoną.
A jak może zareagować na tę książkę nasza, też przecież spolszczona, emigracja?
Osobiście, powiedziałabym tej inteligenckiej, przedsiębiorczej i wykształconej rodzinie: zostawcie to, szkoda czasu, wasze marzenie o integracji nigdy się nie spełni. Może matka Kurskiego, wyjeżdżając w 1968 roku, nie musiałaby się dalej wstydzić swojego pochodzenia?
A co na tę publikację powiedzieliby czytelnicy w Izraelu? Otóż sądzę, że Żydzi tu urodzeni nigdy nie zrozumieją uporczywej walki o asymilację. Nigdy naprawdę nie zrozumieją antysemityzmu i uczucia obcości we własnej ojczyźnie. Nigdy też nie zrozumieją, że Żydzi mogą nazywać Polskę, czy jakikolwiek inny kraj, swoją ojczyzną. Bo przecież powinien nią być wyłącznie Izrael, a Izraelczycy są dumni ze swojego żydostwa.
Marek Edelman – którego w związku z antysyjonizmem Izrael wymazał z narodowej pamięci o powstaniu w warszawskim getcie – ewidentnie miał rację. Powstaje tu, w Izraelu inna kultura i jeszcze nie wiadomo jakie przyjmie oblicze. Natomiast przynajmniej jeden problem – doświadczania antysemityzmu na własnej skórze i chęci ucieczki od tożsamości – został rozwiązany.
Autor
-
urodzona i wychowana w Łodzi. Jako nastolatka wyjechała z rodzicami do Izraela. Absolwentka biochemii i zdrowia publicznego na Uniwersytecie Hebrajskim w Jerozolimie. Wieloletnia badaczka chorób nowotworowych w szpitalu Hadassa w Jerozolimie oraz kierowniczka funduszu na rzecz badań chorób zawodowych. Podczas warsztatów translatorskich zorganizowanych przez Instytut Polski wyróżniona za najlepszą pracę końcową. W tej chwili pracuje nad hebrajskim przekładem książki Mikołaja Łozińskiego „Stramer”.