z Wojciechem Szumowskim
rozmawia Karolina Przewrocka-Aderet
Dariusz Popiela znalazł własny sposób na upamiętnianie podhalańskich Żydów: skupienie się na pracy i dialogu przy zachowaniu pełnej świadomości
historycznej dyskusji. Z Wojciechem Szumowskim, reżyserem poświęconego.Popieli filmu „Ukos światła”, rozmawiamy tuż po izraelskiej premierze.
Karolina Przewrocka-Aderet: „Ukos światła” opowiada historię polskiego kajakarza, olimpijczyka Dariusza Popieli, którego drugim – obok sportu – życiowym projektem staje się upamiętnienie podhalańskich Żydów. Wydawałoby się, że to temat już w środowisku polsko-żydowskim znany: inicjatyw porządkowania żydowskich cmentarzy lub innych form upamiętnienia jest w całej Polsce dużo. Jednak ta historia jest szczególna. Dlaczego?
W 2020 roku pracowałem nad filmem o dzieciach z żydowskiego sierocińca w Rabce, brutalnie zaatakowanych przez polskie podziemie. Podczas dokumentacji natrafiłem na informację, że w tym samym regionie działa pewien kajakarz, który chce odbudowywać pamięć o Żydach z Czarnego Dunajca. Początkowo zaprosiłem do go udziału w moim filmie, ale z uwagi na odległość tych dwóch tematów Dariusz odmówił udziału. Ja z kolei zainteresowałem się jego pracą i pomyślałem, że mógłbym mu w niej potowarzyszyć z kamerą i zobaczyć, dokąd mnie to zaprowadzi. Był środek pandemii, nie było innych zleceń i pracy, miałem czas.
I ugruntowaną wrażliwość na tematykę żydowską – bo historia z Rabki nie była pierwszym Pana zetknięciem się z nią, prawda?
Po raz pierwszy stało się to, gdy studiowałem reżyserię w Łodzi, a także polonistykę i filmoznawstwo w Krakowie – wtedy zakochałem się w krakowskim Kazimierzu. W latach 80. był bardzo opuszczony, zaniedbany, wręcz zrujnowany. Lubiłem tam chodzić i szukać śladów ludzi, którzy tam dawniej mieszkali, a potem ich już nie było. Ta pustka była dla mnie dojmująca.
Zrobiłem wówczas niedługi film pt. „Minjan” o krakowskich Żydach, którzy nie mogą zebrać się na modlitwę. Zachodzi słońce, chcą się pomodlić, ale jest ich tylko dziewięciu. To był początek mojego przejęcia się tematyką żydowską – potem zrobiłem jeszcze kilka filmów, które jej dotykały. Minęły lata, a mi wydawało się, że dobrze ją już zrozumiałem i że nie ma przede mną tajemnic.
Wtedy ukazała się dwutomowa książka „Dalej jest noc” pod redakcją Barbary Engelking i Jana Grabowskiego. Wywróciła do góry nogami mój świat, wyobrażenia, wiedzę, a wręcz ukazała mi moją ignorancję. Jeszcze bardziej przejąłem się tym, co w człowieku mroczne, niebezpieczne. Niedługo potem nakręciłem film „Oni mieli imiona” o okupacyjnym losie Żydów w podkrakowskich Niepołomicach, gdzie teraz mieszkam. Ta praca była dla mnie ciężka, przygnębiająca. I potem nagle spotkałem Dariusza – człowieka przejętego tematyką równie mocno jak ja, ale który zupełnie inaczej myśli i podchodzi do niej z dobrą energią i optymizmem. Nie daje się zdominować złym emocjom. Wtedy powiedziałem sobie: dość już tych ciemnych olśnień.
Moją uwagę zwraca w filmie język, jakim Dariusz posługuje się w rozmowach z mieszkańcami Czarnego Dunajca, gdy jeździ po pochowane na podwórkach macewy. I nie mam tu wyłącznie na myśli nawiązywania do podhalańskiej gwary, lecz sposób mówienia: pełen szacunku, życzliwej ciekawości, otwartości, pozbawiony stereotypów. A przecież to są sytuacje, w których można by oczekiwać jakiegoś napięcia z obu stron.
Darek ma pełną świadomość tego, co się dzieje wokół tematyki polsko-żydowskiej. Jest niesamowicie oczytany, potrafi wyciągać wnioski z faktów historycznych, jest na bieżąco z dyskusjami społecznymi i politycznymi, doskonale wie, co się dzieje w przestrzeni dialogu.
Ale w codziennej pracy odrzuca poprawność polityczną. Doskonale wie, co mówi, bardzo się kontroluje, umie rozmawiać, ale wznosi się ponad podziały. W Polsce, w Izraelu i w szerszym świecie mamy problem, gdy rozmawiamy o Zagładzie: wiemy już, kto co napisał, jakie ma poglądy, co powie – to wszystko powoduje cementowanie się dialogu. A żeby ten dialog się posuwał do przodu, trzeba się najpierw tego wszystkiego dowiedzieć, a potem to odrzucić. Darek zdał sobie sprawę z tego, że tylko skupienie się na pracy posunie tę sprawę do przodu. Dzięki niemu ja też zrozumiałem, że ten film musi być inny. I właściwie miałem proste zadanie: podążać za Darkiem, za jego sposobem myślenia. Skupiać się na tym, co się w danym momencie dzieje, a nie eksponować to, co obciąża. To jest metoda, która Darkowi otwiera drogę.
8 czerwca w telawiwskim Muzeum ANU odbył się pierwszy w Izraelu, zamknięty pokaz Pana filmu. 14 i 15 czerwca miały miejsce dwa duże pokazy – w Hajfie i w Raananie, był Pan także ich gościem. Z jakimi emocjami wyjedzie Pan z Izraela?
Jestem zachwycony reakcją publiczności. Bardzo ciepłym i emocjonalnym przyjęciem filmu. Widzowie dobrze wyczuli, że chcieliśmy opowiedzieć o tej historii trochę inaczej. Zresztą nie tylko o samej historii, ale też o wszystkim tym, co się dziś w Polsce dzieje. Złapali promyczek nadziei, dobrą energię od Darka Popieli i od wszystkich tych, którzy zrobili to piękne upamiętnienie w Czarnym Dunajcu. Zresztą jestem przekonany, że publiczność, która w tych dniach przyszła na pokazy, też upamiętniła dawnych mieszkańców – samą swoją obecnością.
Autorzy
-
(ur. w 1961 r.) - reżyser, dokumentalista, producent, w branży filmowej i telewizyjnej aktywny od ponad 30 lat. Dwukrotny laureat Grand Press w kategori reportaż telewizyjny („Ocaleni” oraz „Cena marzeń Syryjczyków”). Syn Macieja Szumowskiego, dziennikarza. Brat Małgorzaty Szumowskiej, reżyserki
-
(ur. w 1987 r.) – redaktor naczelna „Kalejdoskopu”, dziennikarka, stała współpracowniczka „Tygodnika Powszechnego”. Autorka „Polanim. Z Polski do Izraela”. Współautorka antologii „Przecież ich nie zostawię. O żydowskich opiekunkach w czasie wojny” oraz – wraz z ks. Adamem Bonieckim – książki „W Ziemi Świętej”.
Przewrocka-Aderet Karolina