tekst Basia Urban-Nino 

Zadawały pytania: „mamo, dlaczego za każdym razem, gdy wchodzę do pokoju wyłączasz telewizor?”, „a co będzie, gdy u nas też zaczną bombardować?”, „tato, skoro to wszystko jest tak daleko i nam nic nie grozi, to czemu mama wciąż płacze?”. Dziesięciolatki Natalia, Nadin i Sara postanowiły w końcu przekuć bezsilność w działanie.

Chyba najtrudniejszym elementem życia na Zachodnim Brzegu jest niemożność ukrycia przed dziećmi trwającego od lat konfliktu. Wszechobecnego i dającego o sobie znać nawet w najbardziej błahych codziennych czynnościach. Dzieci uważnie obserwują, słuchają, szczególnie wtedy, kiedy się zapominamy i niemal podświadomie wyczuwają stres. Pomimo naszych usilnych starań wiedzą, że życie „po tej stronie muru” nie jest normalne. Wskazuje na to charakter ich pytań, przez które starają się dociec logiki tutejszego życia i zrozumieć zjawiska, które nie pasują do ich prostego zrozumienia świata, opartego na zwykłym podziale na białe i czarne. Na dobre i złe. 

Mniejsze zło

Kiedy Natalka była kilkulatką, łatwiej nam było unikać stykania się z niełatwą rzeczywistością i przedstawiać jej świat pełen dobra. Umykaliśmy przed niewygodnymi tematami takimi jak obecność żołnierzy na checkpointach czy nocne wybuchy lub sprytnie zmienialiśmy temat rozmowy. Z bystrymi dziewczynkami w wieku 6 i 10 lat to już nie jest takie proste. 

Dla mnie, osoby urodzonej w Polsce, wykształconej w USA i działającej zawodowo w ponad 15 krajach w dziedzinie pomocy rozwojowej ważne jest, by od małego wychowywać dzieci w atmosferze poszanowania praw człowieka oraz zrozumienia własnej odpowiedzialności obywatelskiej – i to w każdym kraju, w którym przyjdzie nam mieszkać. Wychowując dzieci na Zachodnim Brzegu od 10 lat, jak pewnie każdy mieszkający tu rodzic zmagam się z dylematem: jak wychować dzieci i zakorzenić w nich wartości takie jak równość, poszanowanie praw człowieka czy obowiązki obywatelskie, chroniąc je tym samym przed rzeczywistością, która uporczywie wskazuje na świat pełen podziałów; na świat, w którym one znajdują się w grupie poszkodowanej, tylko i wyłącznie z uwagi na ich pochodzenie. 

Dylemat tutejszych rodziców posiada też inny, być może ważniejszy, wymiar: jak wytłumaczyć dzieciom ustawy i nakazy dyskryminujące grupę, do której należą (tj. posiadacze palestyńskiego dowodu tożsamości), nie zakorzeniając w nich nienawiści do tych, którzy te prawa ustanawiają i wdrażają?

„Mamo, a dlaczego zawsze to ty prowadzisz samochód, kiedy jedziemy do Tel Awiwu?” – pyta 5-letnia Zosia. „Dlaczego nie poprowadzi tata, a ty usiądziesz ze mną z tyłu, tak jak w Polsce, gdy jechaliśmy do babci Halinki?”. Szybka burza mózgu. Co odpowiedzieć? Bo odpowiedź musi być na tyle sensowna, żeby uwierzyła. Przecież nie powiem jej, że tato – pomimo tego, że urodził się w Jerozolimie, mieszka tu prawie pół wieku i zna wszystkie drogi na pamięć – nie ma prawa prowadzić samochodu w Izraelu tylko dlatego, że jest Palestyńczykiem. Prowadził samochód po całej Europie i w Stanach, i jego pochodzenie nikomu nie przeszkadzało. Nic sensownego nie przychodzi na myśl, poza kłamstwem, do którego Zosia nie jest do końca przekonana, że w Izraelu można prowadzić tylko własny samochód. W końcu Zosia przestaje zadawać pytania, a ja zaczynam wewnętrzną walkę z sobą samą. Głupie uczucie: okłamywać własne dziecko. Ale jaka jest alternatywa? Jeśli powiem jej prawdę – że Palestyńczycy z Zachodniego Brzegu nie mogą prowadzić samochodu w Izraelu, nawet jeżeli mają przepustkę na wjazd – zakorzenię w niej tylko złość, która ostatecznie może przerodzić się w nienawiść do Izraela. A to przecież nie jest moim celem. Dzieci nie rozumieją miliona odcieni szarości. Jest tylko białe i czarne. Wobec tego wybieram mniejsze zło. 

Trudne rozmowy

Próby wysiedlenia palestyńskich rodzin z Sheikh Jarrah i późniejsza ofensywa wojsk izraelskich w Strefie Gazy w maju 2021 były niejako punktem kulminacyjnym. Pytania dziewczynek dwoiły się i troiły. „Mamo, dlaczego za każdym razem, gdy wchodzę do pokoju wyłączasz telewizor?”, „mamo, a co będzie jak u nas tak zaczną bombardować jak w Gazie?”, „mamo, a nas też tak mogą wygonić jak tych w Sheikh Jarrah? Przecież Tetę [arab. babcię] już raz wygonili z Jaffy?”, „tato, skoro to wszystko jest tak daleko i nam nic nie grozi, to czemu mama wciąż płacze?”.

Po raz pierwszy przestałam szukać sensownych odpowiedzi. Jedyne, co przychodziło do głowy, to głupie „a, bo tak” albo: „porozmawiamy o tym innym razem”. Jako rodzic czułam w tym czasie ogromną porażkę. Nie potrafiłam zachować równowagi w znalezieniu odpowiedzi, które nie przedstawiałyby drugiej strony tylko w czarnych kolorach.

Kiedy w szkole Natalii prowadzono zbiórkę pieniędzy dla rodzin, które straciły dom w Gazie w wyniku bombardowań, mała była niepocieszona. Nie widziała sensu w zebraniu kilku tysięcy szekli, które przecież nie odbudują nikomu życia. Ku mojej uciesze (jako zrezygnowanego rodzica) dopytywała o prawa człowieka, o ingerencję innych państw w sytuację, w której prawa są łamane, a nawet dociekała, dlaczego Stany Zjednoczone („które już nie mają głupiego Trumpa jako prezydenta”) nie reagują. Rozmowa, która się między nami zrodziła w wyniku tych pytań, była być może najważniejszą do tej pory między nami. Powoli wprowadziłam ją w świat szarych odcieni, tłumacząc, że świat oprócz wielkiego dobra, ma także dużo zła, którego nie jest w stanie wymazać jedna osoba. Że zmiana świata na lepsze to obowiązek nas wszystkich – bez względu na wiek – i że czyniąc małe gesty dobra wokół nas, powoli zmieniamy wspólnie obrót spraw. 

I tak, przy kuchennym stole, Natalia podjęła decyzję, że chce zrobić coś dobrego, aby pomóc dzieciom w Gazie, których los przejął ja najbardziej. Tylko jak?

Trzy bohaterki

Po kilku dodatkowych rozmowach ustaliłyśmy, że Natalia przeprowadzi coś w rodzaju kampanii informacyjnej o prawach dzieci w Gazie oraz sprawi, że znów choć trochę będą mogły się uśmiechać i bawić. Zaprosiła do współpracy dwie koleżanki – Sarę i Nadin, i wspólnie spędziły całą niedzielę tworząc pismo do wspólnoty międzynarodowej, prosząc o zrozumienie i wsparcie finansowe. 

Zebrane środki miały być przekazane wiarygodnej organizacji pozarządowej w Gazie i przeznaczone na przeprowadzenie zajęć psychoterapeutycznych dla dzieci cierpiących na traumę. 

Jako mamy Natalki, Sary i Nadin pękałyśmy z dumy, że nareszcie nasze trudy rodzicielskie się na coś przydały. Także i my dołączyłyśmy do inicjatywy jako organizatorki logistyczne. Starałyśmy się wesprzeć dziewczyny w takich kwestiach jak adresowanie i rozesłanie pisma do wydawnictw, stworzenie linku na zbiórkę środków pomocowych czy założenie konta na Facebooku i Instagramie pod hasłem „Dzieci na rzecz dzieci” (Children4children2021). Gdy pismo dziewczyn nie uzyskało zainteresowania wśród wydawnictw, podsunęłyśmy im pomysł nagrania apelu i opublikowania go w mediach społecznościowych. 

Ku naszemu zaskoczeniu nagranie dziewczyn osiągnęło wysoką oglądalność i dotarło do 25 tysięcy osób z całego świata. Dziewczynki piszczały z radości, gdy na konto wpływały kolejne dotacje. W zaledwie kilka tygodni cel 20 tysięcy dolarów został przekroczony. Ich inicjatywa była wspierana przez osoby prywatne i przedsiębiorstwa. Łącznie zebrano 26 tysięcy dolarów. Kiedy na łamach miejscowych stacji telewizyjnych dziewczynki pytane były o powód swojego zaangażowania, odpowiadały, że to chęć niesienia pomocy i ich obowiązek zmiany świata na lepszy, tak, aby wszystkie dzieci mogły być szczęśliwe. 

Dla nas, mam, największym sukcesem inicjatywy naszych córek było to, że Natalia, Nadin i Sara postanowiły pozostać aktywne w ramach „Dzieci na rzecz Dzieci”, także po zakończeniu kampanii na rzecz Gazy. 

W ostatnich miesiącach dziewczynki podjęły dwie kolejne inicjatywy. Dzień zabaw dla dzieci w miejskim parku pozwolił im zebrać prawie 2 tysiące dolarów, które przeznaczone były na zakup artykułów szkolnych dla dzieci z sierocińca w Betanii. Z kolei kampania informacyjna skupiona wokół tematu niepełnosprawności miała na celu zachęcić dzieci w wieku szkolnym do wolontariatu w ośrodkach dla dzieci upośledzonych i przełamać tabu panujące w społeczeństwie.

Nareszcie, przynajmniej na jakiś okres, mnie, Natalii i jej koleżankom udało się znaleźć sposób na szerzenie dobra w tym skomplikowanym świecie, realizując przy tym nasze obywatelskie obowiązki. 

Autor

  • Basia Urban-Nino

    (ur. w 1976 r.) – przemierza świat wzdłuż i wszerz. Na Bliski Wschód trafiła 18 lat temu, tuż po studiach w USA, zupełnie przez przypadek. Prowadziła projekty edukacyjne w Jordanii i Syrii. W Ramallah wspiera relacje polsko-palestyńskie oraz rozwój palestyńskiej młodzieży i jej dostęp do rynku pracy. W wolnym czasie, z córkami Natalią i Zosią, odkrywa naturę.

    Urban-Nino Basia