tekst Esther Fuerster-Ashkenazi
Lądujemy w wymarzonym Izraelu i dopiero po chwili uświadamiamy sobie coś, o czym nikt nam wcześniej nie mówił. Alija, oprócz tego, że jest powrotem do kraju przodków, jest także emigracją – i oznacza trudy podobnie jak każda inna emigracja na świecie.
Podczas pierwszego przyjazdu do Izraela – czy to podczas Taglitu, czy rządowego programu Masa – pobyt w Izraelu zachwyca, pogoda rozpieszcza, jedzenie nasyca, gwar ulic ogłusza, ale i napełnia radością. Izrael, Ziemia Obiecana,
dom dla każdego halachicznego Żyda czy osoby pochodzenia żydowskiego, staje się w pewnym momencie naszym miejscem docelowym. Możemy zamieszkać tutaj na stałe dzięki aliji.
W tym samym czasie niemal każda osoba, którą spotkamy na ulicy, zapewni nas, że pomysł ten jest świetny, odważny i niemalże pionierski, bo w końcu co nam pozostało w krajach diaspory? Izrael istnieje jako jednostka polityczno-społeczno-ekonomiczno-religijna i żaden Żyd nie musi już szukać domu gdziekolwiek indziej niż tutaj, w kraju naszych przodków.
W końcu decydujemy się na ten krok. Skończyliśmy studia, złożyliśmy wypowiedzenie w pracy, pożegnaliśmy się z przyjaciółmi, sprzedaliśmy cały nasz dobytek, mieliśmy na tyle rozsądku – daj B-że! – żeby nauczyć się hebrajskiego przynajmniej na średnio zaawansowanym poziomie, żegnamy się z krajem, w którym się urodziliśmy, i wsiadamy do samolotu. To może być samolot linii El-Al z już zatwierdzoną aliją, albo jakikolwiek inny, z intencją dopełnienia formalności na miejscu w Izraelu.
Pierwsze dni to euforia i ulga: udało się! Przeżyliśmy podróż przez morze biurokracji. Staliśmy się częścią Izraela. Wracamy do tych samych ludzi, których poznaliśmy podczas Taglitu czy Masy, i dzielimy się z nimi naszą radością.Odpowiadają z najszczerszym zdziwieniem w oczach: dlaczego? Źle ci było za granicą? Czy wiesz, jakie się tutaj płaci podatki? Wiąże koniec z końcem? Żyje z dala od rodziny, która aliji nie zrobiła? Przecież tu człowiek zostaje sam. Zaczyna od zera!
W tym momencie uświadamiamy sobie ważną rzecz, o której nikt nam wcześniej nie mówił. Alija, pomimo tego, że wracamy do domu, jest emigracją – i oznacza trudy podobnie jak każda inna emigracja. Izrael jest niesamowitym krajem: pięknym, zachwycającym, ciepłym, ale także bardzo twardym. Szybko trzeba nauczyć się, że gruba skóra to podstawa. W końcu rozumiemy pojęcie „sabra” (hebr. opuncja), którego używa się go w stosunku do rdzennych Izraelczyków, i dociera do nas, że bez przywdziania takiej samej kolczastej powłoki – przy zachowaniu miękkiego, słodkiego wnętrza – po prostu tutaj nie przetrwamy.
Otrząsnąwszy się z pierwszego szoku, przyjmujemy to podejście za nasz punkt wyjścia. Nawiązujemy kontakty z ludźmi, którzy powoli przestają postrzegać nas jako niemoty; nasz hebrajski powoli staje się płynny,
co z kolei przekłada się na lepsze oferty pracy. Doświadczenie zagraniczne i biegła znajomość innych języków tylko te możliwości podbijają. Gdy sytuacja finansowa się stabilizuje, okazuje się, że i podatki nie takie straszne jak je malują. Uczymy się zarządzać finansami według izraelskiej rzeczywistości i coraz głębiej się w nią zanurzamy. Staramy się zapomnieć o zewnętrznym świecie do momentu, w którym orientujemy się, że czujemy się tu już jak ryba w wodzie, a porównywanie światów i pytanie o to, czy nie lepiej było w kraju urodzenia, przestaje nam być potrzebne.
Praktyczna strona aliji jest bardzo odmienna od tego, co widzimy podczas przyjazdów turystycznych. Wtedy wszystko jest piękne: zwiedzamy kraj, cieszymy się słońcem, wszyscy są dla nas mili, chłoniemy odmienność od tego, do czego przywykliśmy.
Jako pełnoprawni obywatele Izraela zaczynamy normalne życie. Czasami nam dobrze. Czasami smutno. Czasem śmiejemy się dziko z przyjaciółmi, innym razem płaczemy samotnie siedząc na przystanku autobusowym. W Izraelu niemal każdy zna to uczucie. Samotność kończy się w chwili, gdy ktoś, kto czeka na ten sam autobus, dotyka naszego ramienia i pyta: „wszystko w porządku? Potrzebujesz pomocy? Ej, wszystko będzie dobrze. Hakol ihije beseder.”
Autor
-
(ur. 1986 ) założycielka firmy specjalizującej się w genealogii dochodzeniowej, zaangażowana w projekty w Izraelu, USA i Polsce. Członkini zarządu Towarzystwa Przyjaźni Izraelsko – Polskiej. Autorka książki „Izrael bez cenzury”. Kierowniczka ds. pozyskiwania funduszy oraz prezeska Stowarzyszenia Kalejdoskop.
Fuerster-Ashkenazi Esther