tekst Fryderyka Tzipi Bauman

 

fot.: z archiwum prywatnego

Z torebki wyjmuję Twoją fotografię, jedyną, jaką mam
w posiadaniu. Po raz setny patrzę na Twoją twarz w sepii.
Ale czy można tak tęsknić za kimś, kogo nigdy się nie spotkało?

Koła samolotu dotknęły miękko płyty lotniska. 

Im bliżej Ciebie jestem, tym bardziej wzruszenie dławi mi gardło. 

Już wkrótce będę w Twoim mieście, tam, gdzie urodziłaś się Ty i Twój brat, mój ojciec. Już niedługo będę w Warszawie.

„A very smooth landing”, zauważył siedziący obok mnie Amerykanin. „My first time in Poland”, dodał. „How about you”? „Mine too”, odpowiedziałam nieprawdę. Bo jak to wszystko wytłumaczyć obcemu…

Już jako dziecko lubiłam, kiedy tata mówił do mamy: „Ona mi przypomina Chanę. Prawda, że podobna?”, upewniał się. „Oj, Chanale, Haneczko”, wzdychał, przywołując imię najstarszej siostry. Gdy dorosłam, prosiłam go: „Opowiedz o niej. Opowiedz, Tato”. Miałam tysiąc pytań. Wtedy uśmiech – jego piękny, smutny uśmiech – gasł i nie mówił już nic.

Więcej nie pytałam.

Czytam Twój liścik i dziękuję Ci za to, że zgodziłaś się na krótkie spotkanie na kawę przed rodzinnym zjazdem. Jestem wzruszona, że podzieliłaś ze mną to pragnienie, byśmy się wreszcie poznały. Czekałam na to całe życie. 

Parę godzin wcześniej.

Próbuję się uspokoić. Rozluźniam pas bezpieczeństwa, zerkam w okno w poszukiwaniu ukojenia w puszystych obłokach. Są jak pianka na bezie Pavlova, jak falbanka dziewczęcej sukienki.

„Kawy, herbaty, wina?” – pyta uprzejmy steward. Proszę o wodę.

Sucho mi w gardle. 

Z torebki wyjmuję Twoją fotografię, jedyną, jaką mam w posiadaniu. Po raz setny patrzę na Twoją twarz w sepii. Wpatrzona w nią wracam myślami do epoki, w której modne były takie fryzury. Charakteryczne w latach trzydziestych „pazie”. Podziwiam jedwab eleganckiej bluzki, ruch dłoni, lekki uśmiech. I to, jak kokieteryjnie przechylasz głowę, jak wdzięcznie dotykasz pereł na szyi. Twój uśmiech, Twoje spojrzenie – umiejętnie utrwalone przez warszawskiego fotografa – zawsze mnie fascynowały.

Kim jesteś?

Jak brzmi Twój głos? A Twój śmiech, gniew? Jaka jest Twoja ulubiona potrawa?
A kolor?
Kwiat?
Jak wyglądasz stojąc, poruszając się, spiesząć się?
Czy śpisz spokojnie, czy ranek przegania koszmary Twoich snów ?
Czy żałujesz powiedzanych słów, czynów, decyzji?
Czy łatwo się denerwujesz?
Czy umiesz przepraszać, czy przyznajesz sie do popełnianych błędów?
Czy łatwo się peszysz?
Co wtedy robią Twoje dłonie? Jaki wyraz ma Twoja twarz?
Czy masz zwyczaj dzielić się troskami, marzeniami, trwogami?
Czy lubisz tańczyć?
Jaką muzykę wolisz? Strasznie jestem ciekawa, z kim z rodzeństwa jesteś blisko?
Czy wolisz teatr, a może kino?
Kto jest Twoim ulubionym pisarzem?
Czy wypędzona z domu, zdążyłaś zabrać coś dla Ciebie cennego?
Te perełki? Szalik?
Książkę?

Nie mogę doczekać się naszego spotkania. Tak bardzo pragnę Cię poznać, podejść do Ciebie. A Ty pozwolisz mi się przytulić i wreszcie, po raz pierwszy, powiedzieć do Ciebie słowa: „Witaj, Ciociu”. Ciocia, Chana, Chanale, Haneczka – ukochana siostra taty.

Moja Ciocia. Moja krewna. Moja krew.

Samolot się zatrzymuje.
Mam parę minut, by zebrać myśli i wsunąć do torebki Twoją fotografię.
Już blisko terminalu. „Pogoda przyjemna, 22 stopnie” oznajmia pilot.

Maj, myślę sobie, bez, wyczuwam bez. Pięćdziesiąt lat po wyjeździe wyczuwam zapach bzu. Znajomi, państwo Smolak z córką Asią, pewnie już oczekują mnie na przylotach. 

Niestety, Ty na mnie nie czekasz.
Ty tego liściku do mnie nie wysłałaś.
Wszystko wymyśliłam. Wymarzyłam. Twoje zaproszenie, moją odpowiedź. Wymarzyłam sobie tak, jak to robię całe życie. Wymyślam, marzę, bo nie mogę pogodzić się z tym, że nie ma Cię nigdzie na świecie. Nie mogę się z tym pogodzić i nie mogę rozstać się z marzeniem. Żyjesz w nim. Młoda, piękna, na wieki 20-letnia. Żyjesz we mnie i moich marzeniach

Tam się spotykamy.

„You only live twice or so it seems. Once for yourself and once for your dreams”, śpiewa Nancy Sinatra. „Żyje się tylko dwa razy, tak się zdaje. Raz dla siebie, a raz dla swych marzeń”.

Więc marzę, szukam Cię i czekam na Ciebie. Szukam Cię, gdziekolwiek jestem. Tym razem w Warszawie.

Spotkamy się w warszawskiej kawiarence, pachnącej jabłecznikiem. Tylko pamiętaj – narożny stolik. Jeśli będziesz pierwsza, zamów nam małe espresso. 

Autor

  • (ur. w 1946 r. w Wałbrzychu) do wyjazdu z Polski w 1957 r. mieszkała z rodzicami i starszym bratem Danielem we Wrocławiu. Wojnę rodzina Tzipi przeżyła w Uzbekistanie; część rodziny zginęła w warszawskim getcie, reszta została zgładzona w Treblince. Po wyjeździe z Polski mieszkała w Izraelu i w USA. Dziś jest emerytką, mieszka w Kfar Sabie. Interesuje się historią i językami obcymi, jako wolontariuszka pisuje o Holokauście do miejscowego kwartalnika “Alumon” i spotyka się z uczniami lokalnych szkół, by przybliżać im historię swoich przodków.

    View all posts