Leą Ganor rozmawia Karolina Przewrocka-Aderet

Lea Ganor, szefowa NGOsa organizującego m.in. wymiany polskiej i izraelskiej młodzieży: – Nie liczymy na współpracę ministerstw edukacji, działamy bez ich pomocy. Jesteśmy przykładem tego, że nie potrzeba rządowych dotacji, by zbliżać do siebie ludzi.

Karolina Przewrocka-Aderet: Opowiedz mi o Twoim ojcu.

Lea Ganor: Tata Leon Piterman był „polskim panem” – sam tak o sobie mówił. Do ostatnich dni życia dbał o dobry ubiór: zakładał krawat, marynarkę, elegancką czapkę. Śmialiśmy się z niego, bo robił tak nawet w 40-stopniowym upale. Dbał o elegancję i dobre polskie maniery. Był dla wszystkich uprzejmy, ludzie go uwielbiali. Przyjmował w domu tych, którzy potrzebowali jego pomocy. Powtarzał: wciąż pamiętam siebie jako polskiego uchodźcę, więc pomoc to mój obowiązek. Był samoukiem, bo naukę przerwała wojna. Posługiwał się przedwojenną, literacką polszczyzną. Bardzo dużo czytał.

Urodził się we Włodawie, niewielkim mieście na wschodzie Polski. Przez długi czas o jego przedwojennej historii wiedziałam tylko tyle, że gdy był dzieckiem, śpiewał w synagodze, a chrześcijańscy sąsiedzi przychodzili go posłuchać. Jako dziecko nasiąkałam opowiadaniami o pięknym miasteczku, o dobrych relacjach z chrześcijanami, i przede wszystkim o tej synagodze, najpiękniejszej na świecie. Potem historia się urywała: o tym, co się stało podczas wojny, nie mówił nic. Po raz pierwszy zapytałam go o to w szóstej klasie, w ramach szkolnego zadania: mieliśmy przeprowadzić z rodzicami wywiady i zapytać o ich przeszłość. Wtedy też mi nic nie powiedział.

Kiedy dowiedziałaś się czegoś więcej?

W 1994 r. zmarła moja mama Sara, która przez całe życie niosła ciężar swoje wojennej historii i nie chciała o niej opowiadać. Zrezygnowałam wtedy ze stałej pracy i założyłam Mashmaut – centrum edukacyjne w Kiriat Motzkin, którego celem miała być m.in. edukacja w temacie Holokaustu i nawiązywanie relacji z Polską i Niemcami. Gdy trzy lata później zorganizowałam wyjazd do Polski dla naszych nauczycieli, mój tata powiedział: chcę pojechać z tobą. Pojechaliśmy w trójkę: tata, ja i mój brat, który urodził się we Wrocławiu, mówił po polsku i obiecał, że zajmie się tatą.

Wyjeżdżaliśmy z Treblinki, gdy tata nagle zatrzymał autobus i zażądał, byśmy pojechali do Włodawy. Złapałam się za głowę: był kwiecień, późne popołudnie, chłód, w dodatku kierowca nie znał drogi. Tata się uparł, usiadł koło niego, powiedział mu, jak jechać. Był strasznie poruszony, przez całą drogę opowiadał ludziom o swojej przeszłości. Wiele szczegółów usłyszałam wtedy po raz pierwszy.

Do Włodawy dojechaliśmy, gdy było już ciemno. Z trudem znaleźliśmy synagogę. Otworzył nam jej opiekun: tata miał rację, to była najpiękniejsza synagoga, jaką widziałam. I wtedy tata stanął na środku i zaczął śpiewać piosenki w jidysz i po hebrajsku, te, które znał z dzieciństwa. Z okolicznych domów zeszli się sąsiedzi i go słuchali. Płakałam ze wzruszenia. To był najbardziej przełomowy dzień, coś się wtedy we mnie otworzyło. Tata zmarł cztery lata później.

Tata wpłynął na Twoją pracę?

Moi rodzice przetrwali wojnę, a po jej zakończeniu zdecydowali się pozostać w Polsce. We Wrocławiu żyli do 1957 r. Wtedy wyjechali do Izraela z aliją gomułkowską. Tam też się urodziłam. Od dziecka miałam świadomość, że choć moim rodzice żyli w Izraelu, ich serca pozostały w Polsce. Okropnie za nią tęsknili. Zresztą nie tylko w moim domu tak było, bo cała ulica, przy której mieszkaliśmy, była pełna przybyszów z Polski. W moją pracę tata był bardzo zaangażowany, śpiewał na ceremoniach, które organizowałam, opowiadał swoją historię. Odkąd zmarł, zaczęłam regularnie jeździć z grupami do Polski i pracować na rzecz izraelsko-polskiego dialogu. Budowanie mostów między dwoma narodami stało się moim priorytetem.

Bardzo lubię to robić. W Polsce czuję się jak w domu, przypomina mi moich rodziców, za którymi ogromnie tęsknię. Po pierwszych wyjazdach zdarzyło się też coś nieoczekiwanego: zaczęłam mówić po polsku.

Nieoczekiwanego? Przecież w domu używaliście tego języka.

Polski był w domu „językiem sekretów”. Słuchałam go zza drzwi, byłam bardzo ciekawa tego, co rodzice mówią. A więc znałam polski ze słuchu, ale nigdy tak naprawdę się go nie uczyłam, nie mówiłam w nim. Aż do czasu tych wyjazdów do Polski, gdy słowa po prostu zaczęły wychodzić z moich ust.

Rozumienie języka jest obarczone dodatkowym ciężarem. Docierają do ciebie nie tylko te dobre rzeczy, ale i te, których wolałabyś nie słyszeć.

Mam zasadę: niczemu się nie dziwić, być gotowym na każdą sytuację. Jakiś czas temu byłam w szkole w Polsce. Jedna z nauczycielek powiedziała mi wprost: nie wchodź do tej klasy, tam są uczniowie, którzy mogą zrobić ci przykrość. Z tym większą ochotą tam poszłam. Opowiadałam o Izraelu, o Żydach, o tym, jaką rolę do dziś pełni w naszej świadomości historia Holokaustu. Po lekcji nauczycielka powiedziała: uczeń, który mówił najgorsze rzeczy o Żydach, zadawał ci najwięcej pytań. Wtedy po raz kolejny poczułam, że moja praca ma sens.

Czasem ludzie mówią złe rzeczy o jakimś kraju, bo nigdy osobiście nie poznali jego mieszkańca. To swoją drogą ciekawy temat. Z uczniami z Gorzowa i z Kiriat Motzkin prowadzimy właśnie projekt o przełamywaniu stereotypów. Uczniowie piszą kwestionariusze o stereotypach wokół Polaków i Żydów, potem się nimi wymienimy i rozdamy to w sumie 200 uczniom w obu krajach, a na koniec wspólnie napiszemy raport.

Zawsze powtarzam uczniom: każdy naród ma swoją historię, swój głos. Wysłuchajmy go, spróbujmy zrozumieć, a potem opowiedzmy o naszej perspektywie. Może też zostaniemy usłyszani.

Jesteś Izraelką o żydowsko-polskiej duszy. Boli Cię podwójnie, gdy między Polską i Izraelem po raz kolejny wybucha polityczna afera?

Trzymam się tego, że rządy przychodzą i odchodzą, a przyjaźń jest na zawsze. Nie patrzę na politykę, tylko na ludzi – a najlepsze, co można dla nich zrobić, to otworzyć się na ich perspektywę. To się też mieści w mojej osobistej definicji tolerancji. Dlatego uparcie powtarzam, byśmy zaczynali od dialogu. Zresztą sama bardzo lubię słuchać, co ludzie mają do powiedzenia.

Ale te różnice między nami bywają duże. Na przykład nigdy chyba nie zgodzimy się co do wspólnej perspektywy wobec wydarzeń II wojny światowej. Mimo konkretnych badań historycznych, relacji świadków potrafimy upierać się przy swoim, nie dopuszczając innej perspektywy. I to się dzieje w obu krajach. Jak się w takiej sytuacji dogadać? Czy to w ogóle jest możliwe?

Historia nie jest czarno-biała, a my, badacze, widzimy w niej odcienie szarości. Ci z nas, którzy chcą lepszych publikacji albo chcą zaistnieć w mediach, muszą się określić. Mediów czy szerszego grona odbiorców nie interesują nudne niuanse.

Często, gdy spotykam się z Polakami, proszę na początku: zgódźmy się na to, że nie zgodzimy się w konkretnych sprawach. Wy macie swoje przeżycia, my mamy swoje, i obie te perspektywy są ważne. Potem pogadajmy. Może jest szansa na to, że się nawzajem wysłuchamy.

Kiedy zaczęłam współpracę z Polską w 2004 roku, Izraelczycy nie byli nią zainteresowani. Przekonywałam: zacznijmy się słuchać, poznajmy się. Minęło tyle lat, a przez moje programy przeszło tak wiele osób, którze całkowicie zmieniły swoje poglądy na temat relacji polsko-żydowskich.

Podczas COVID-u spotkania odbywały się przez internet. Mogłam godzinami rozmawiać z moimi polskimi przyjaciółkami – bo tak możemy się już nazwać. Nigdy się ze sobą nie nudzimy, świetnie spędzam z nimi czas i nawet rozumiem się z nimi lepiej niż z moimi izraelskimi koleżankami.

Nie tylko ja nawiązałam takie relacje. Wciąż się zdarza, że uczeń zatrzymuje mnie na ulicy mojego miasta i pyta: kiedy ponownie rusza projekt z Polską? Te dzieci naprawdę czekają na spotkania z polskimi kolegami.

Jak to zrobiłaś?

W Mashmaut działamy na kilku poziomach. Na poziomie urzędów miast doprowadziłam m.in. do zawiązania partnerstwa między Włodawą i moim miastem, Kiriat Motzkin. Na poziomie szkół organizujemy różne projekty dla uczniów i nauczycieli. Podczas pandemii zaczęliśmy działania i kontynuujemy je obecnie w trzech miejscach: w Płońsku (wymianę z polską podstawówką ma szkoła im. Ben Guriona z Kiriat Motzkin), w Bystrzycy Kłodzkiej (gdzie uczniowie wraz z izraelskimi kolegami zrobili projekt o tym, jak zostać liderem), i we Wrocławiu, gdzie do współpracy z Izraelczykami zaangażowana jest szkoła podstawowa Ec Chaim. Na poziomie akademickim współpracujemy obecnie z Gorzowem Wielkopolskim.

Podczas wymian uczniowie nie tylko wspólnie zwiedzają i przygotowują projekty, ale też zachęcamy ich, by nawzajem gościli się w swoich domach. Nie ma lepszego sposobu na naukę kultury i stawanie się sobie bliższym.

Udaje ci się coś, czego przez lata nie udało się wypracować na oficjalnym państwowym poziomie. Mało tego: izraelskie delegacje szkolne od dłuższego czasu były w Polsce powodem do niepokoju, a w ostatnim czasie, na skutek ostrej dyskusji, izraelski minister edukacji postanowił o ich zawieszeniu. Jak instytucje publiczne reagują na Twoje projekty? Czy dostajesz dofinansowania z publicznych pieniędzy? Twoja praca jest doceniana?

Dostajemy dofinansowania na konkretne projekty od miast – zarówno w Polsce jak i w Izraelu – oraz instytucji. Na współpracę ministerstw edukacji raczej nie możemy liczyć. Mam ogromne wsparcie ze strony miasta Kiryat Motzkin, które nam bardzo pomaga w konkretnych rzeczach, np. opłaca koszty wycieczek, autobusów, organizacji spotkań, gdy przyjeżdżają do nas wymiany. W 2019 r. dostaliśmy dofinansowanie z Instytutu Polskiego na świetny projekt obejmujący wymianę nauczycieli.

Nie ma tego wsparcia dużo, ale nie narzekam. W obu krajach mamy przecież instytucje, które mają mnóstwo rządowych pieniędzy i robią niewiele. A my jesteśmy przykładem tego, że nie potrzeba dużych pieniędzy, żeby robić dla ludzi piękne rzeczy. I żeby ich do siebie zbliżać.

Autorzy

  • Lea Ganor

    (ur. w 1960 r.) – założycielka i dyrektorka Centrum Mashmaut w Kiriat Motzkin, badaczka uniwersytetu Bar Ilan (ej praca doktorska dotyczyła Sił Obronnych Izraela i Holokaustu, a postdoktorat - pilotów Izraelskich Sił Powietrznych ocalonych wcześniej z Holokaustu., działaczka na rzecz dialogu izraelsko-polskiego i izraelsko-niemieckiego. Za swoją działalność została uhonorowana wieloma nagrodami, m.in. - w roku 2020 - Orderem Zasługi Rzeczpospolitej Polskiej.

  • Karolina Przewrocka-Aderet

    (ur. w 1987 r.) – redaktor naczelna „Kalejdoskopu”, dziennikarka, stała współpracowniczka „Tygodnika Powszechnego”. Autorka „Polanim. Z Polski do Izraela”. Współautorka antologii „Przecież ich nie zostawię. O żydowskich opiekunkach w czasie wojny” oraz – wraz z ks. Adamem Bonieckim – książki „W Ziemi Świętej”.

    Przewrocka-Aderet Karolina