tekst Marcos Silber

Lodzermensch: bezczelny, zabawny, budzący podziw, wstręt lub politowanie. Rzucił wyzwanie staromodnym manierom, kwestionując tradycyjny porządek. Był produktem nowej „twórczej klasy”, która miała zmienić polsko-żydowską kulturę popularną w międzywojennej Polsce.

Córka bankiera to niezły kąsek. Jego zawodowy konkurent chce ją poślubić:
Bankier: Nie, panie, nie mogę dać córki człowiekowi, mającemu taką masę długów.
Konkurent: Ale pomyśl pan o tem, jak starożytni są moi przodkowie.
Bankier: Wszystko jedno. Ja nie handluję już starzyzną.

Ten dowcip, opublikowany w 1910 roku w kalendarzu humorystycznym „Łodzianka”, odzwierciedla zderzenie dwóch etosów. Pierwszy przywiązuje wagę do pochodzenia. Drugi szydzi z rodowodu, ceni zaś tylko pieniądze. Podczas gdy w świecie konkurenta dobre pochodzenie może nieść ze sobą również majątek, dla bankiera jest rodowód bezwartościową skamieliną.

Powyższy żart dosłownie odzwierciedla walkę społeczną między dwiema grupami, które swoją władzę opierają na zupełnie innym kapitale. Zderzenie to było szczególnie widoczne w Łodzi, mieście bez arystokratycznych korzeni, w kraju, którego hegemonia kultury nad wszystko przedkładała rodowód. W mieście, które stało się centrum przemysłu włókienniczego w Polsce – „Ziemią obiecaną”, jak ironicznie nazwał je Władysław Reymont w swojej powieści z końca XIX wieku gardzącej Łodzią i jej kapitalistycznym charakterem. Miejscem dla wielu, którzy szukali lepszego jutra. Było to miasto, w którym pracowity, ale bezduszny „nikt” mógł zostać magnatem. Jedna grupa społeczna, spadkobiercy dawnej szlachty, posiadała zasłużoną spuściznę, solidne wartości i odpowiedni kapitał kulturowy. Drudzy byli posiadaczami kapitału ekonomicznego, bez względu na rodowód i tradycję.

Jednostka zdegradowana

Stara szlachta – posiadająca „właściwe” kulturowe dziedzictwo – posługiwała się pejoratywnym nazewnictwem by delegitymizować dopuszczenie posiadaczy kapitału ekonomicznego w kręgi tych, którzy mogą przewodzić społeczeństwu. W takich okolicznościach wyłonił się archetyp Lodzermenscha jako negatywny obraz burżuazji industrialnej, jednostki zdegradowanej moralnie, która porzuca swój świat wartości, swoje korzenie i oddaje się „bogowi pieniędzy i sukcesu”. Osoby, które trudno było zidentyfikować jako Żyda, Polaka czy Niemca, zatarli bowiem granice swoich języków i etniczności. W większości przypadków nie mieli żadnych zasad politycznych poza własną korzyścią i hulaszczym życiem. Dla Reymonta i innych konserwatywnych pisarzy Lodzermenschn byli postaciami negatywnymi, bez wyraźnej tożsamości etniczno-narodowej. Bezczeszczyli język polski wprowadzając doń obce wyrażenia. Dla spadkobierców polskiego dziedzictwa kulturowego, szlacheckich tradycji i jej wartości, Lodzermensch był niebezpiecznie nieświadomy narodowych trosk i brakowało mu prawdziwego patriotyzmu.

Wielu mieszkańców Łodzi odwróciło jednak ten negatywny stereotyp, nadając tej postaci bardziej złożony charakter. Humor był dobrym narzędziem do zwalczania niekorzystnego obrazu, tworzenia empatii, a następnie pozytywnej odbudowy wizerunku. W karykaturze znanego malarza i miniaturzysty Artura Szyka, opublikowanej w liberalnym łódzkim czasopiśmie „Śmiech”, widzimy dwie postacie: Jojnę i Simchę. Niepokoi ich narastający antysemityzm prawicowej Endecji wokół wyborów do IV Dumy w 1912 r., które zaowocowały polskim antyżydowskim bojkotem:

 – Słuchajcie, Jojne, czy wy się nie obawiacie bojkotu?
 – Ja coś wam powiem, Symcha. Ja najpierw bardzo się obawiałem, ale teraz już się nie boję.
 – A to dlaczego?
 – Bo jak nie będą chcieli kupować u żydów, to ja zrobię sklep echt [niem. prawdziwy] niemiecki, i wszystko będzie dobrze.

 
Fabryka Izraela Poznańskiego, fot. Bronisław Wilkoszewski

Niepoprawna łodzianka

Archetypiczna postać, Jojne, przemawia do empatii czytelnika. Jest naiwny, zakłopotany zmianami, jakie przyniosła nowa epoka. Zamiar przekroczenia granic etniczno-narodowych (udawanie Niemca) wydaje mu się praktycznym rozwiązaniem przezwyciężenia antysemityzmu. Czytelnik rozumie jednak, że jego plan jest nierealistyczny, naiwny. Mimo, że posługuje się językiem niemieckim jest niewątpliwie Żydem. Pod tym względem pogardzany, beznarodowy Lodzermensch przemienia się w łódzkim „Śmiechu” w naiwną, ufną duszę, która zyskuje sympatię czytelnika. Ten liberalny tygodnik satyryczny wyśmiewał zarówno błędy nacjonalistycznego dyskursu, jak i coraz bardziej dyskryminacyjne zachowania, jednocześnie apelując o równość dla wszystkich grup etnicznych. Lodzermensch wyobrażany był też jako wyjątkowo sprytny. Rozmowa bogatego kawalera na temat posagu z jego przyszłym teściem jest tego przykładem:

„Złoty młodzieniec: Więc pan dajesz za córką 60 tysięcy?
Papa: Tak – Gotówka.
Złoty młodzieniec: Chciałbyś pan zrobić interes i zarobić 20 tysięcy.
Papa: Aj waj! Za co nie, ja takie interesy bardzo lubię.
Złoty młodzieniec: Daj mi pan 40 tysięcy bez córki…”

Po małżeńskiej kłótni:
„Ona: Właściwie nie wiem, pocoś ty się ze mną żenił…
On: Nie gadałabyś głupstw. Gdybym mógł dojść do twoich pieniędzy bez ciebie, tobym żenić się wcale nie potrzebował.”

Z jednej strony łódzkie kobiety przedstawiano jako ofiary tych pozbawionych skrupułów materialistycznych Lodzermenschn. Jednocześnie ten sam stereotyp przedstawia łodziankę jako niepoprawnie rozwiązłą:

„Żona [do powracającego nocą męża]: Czy to ty, kochanku?
Mąż: Nie, to ja.”

Poza tym opisywana była jako niepoważna i nieubłaganie rozrzutna. Jednocześnie była zjadliwa, cięta i świadoma swoich niekwestionowanie równych praw. Pokazuje to na przykład ta rozmowa między kobietą a jej mężem:

„ – Kochana żono, mogłabyś choć raz w życiu dać porządny obiad.
– Chyba nie wiesz, co pisze pewna uczona feministka?
 – A skądże mam wiedzieć?!
– Otóż ona pisze, że każdy mąż powinien mieć taki obiad, na jaki zasługuje.”

Produkt kreatywnej klasy

Lodzermensch był lokalnym pierwowzorem człowieka korzystającego z uroków wielkomiejskiego życia. Jej i jego codzienność przenikały wpływy nowych trendów, kultury konsumpcyjnej i nieustannego poszukiwania joie de vie – radości życia. Zawsze ambitny – jako ojciec Lodzermensch radzi swojemu synowi, by zawsze dążył do czegoś więcej, nawet jeśli nadzieje na natychmiastowy zysk na dużą skalę są płonne:

 „Mój synu, jeżeli wiesz, czego chcesz, a chcesz tego, co możesz, i jeżeli możesz wszystko, czego chcesz, i wiesz, że możesz to, czego chcesz – wtedy jesteś człowiekiem skończonym.”

Jednocześnie Lodzermenschn w każdej chwili mogą stracić wszystkie swoje pieniądze w zawirowaniach nieprzewidywalnego łódzkiego rynku. Pozostają przy tym niezdarni, pełni humoru i sympatyczni. Poniższy przykład opublikowano w kalendarzu „Łodzianka” w 1910 roku w przededniu otwarcia imponująco luksusowego, siedmiopiętrowego Hotelu Savoy, który na dziesięciolecia pozostawał najwyższym budynkiem w mieście:

„W hotelu: Ile tu kosztuje numer?
– Na dole dziesięć rubli na dobę, na górze taniej; z każdem piętrem zmniejsza się cena o rubla.
 – W takim razie wasz hotel jest dla mnie za nizki.”

„Klasa kreatywna” – używając terminu ukutego przez Richarda Floridę – która rozwijała się i kwitła tworząc wokół siebie atmosferę nowoczesności, konstruowała postać Lodzermenscha przez pierwsze dwie dekady stulecia. Dyskurs o Lodzermenschu był wynikiem zderzenia dwóch procesów odpowiadających dwóm sprzecznym logikom. Pierwsza to konserwatywna, oparta o nacjonalistyczny racjonalizm tworzenia wewnętrznych granic etniczno-narodowych. Potępiała ona rozpad ekskluzywnych tożsamości i widziała Lodzermensch jako ucieleśnienie wynarodowionego indywidualisty, pozbawionego stabilnej tożsamości.

Druga, niejako w reakcji na ten dyskurs, użyła postaci Lodzermenscha, by zakpić z przesadnie podkreślanej powagi dyskursu narodowego, ale też by parodiować iluzoryczne praktyki społeczno-kulturowe parweniuszy – tych, którzy nie urodzili się w takim systemie, ale wybrali go z własnej woli. Humor był skutecznym narzędziem w tym przedsięwzięciu. Z jednej strony Lodzermensch rzucił wyzwanie staromodnemu konserwatywnemu bon tonowi, potencjalnie kwestionując kruchy stary porządek. Z drugiej – było to także humorystyczne odzwierciedlenie zakłopotania stworzonego przez ten nowy. Był on produktem nowej „kreatywnej klasy”, która wkrótce zmieni polską, żydowską i polsko-żydowską kulturę popularną w międzywojennej Polsce – i poza nią.

Tłumaczenie z języka angielskiego:
Karolina van Ede-Tzenvirt

Cytaty pochodzą z kalendarza humorystycznego „Łodzianka” z 1910 r. oraz tygodnika humorystyczno-satyrycznego „Śmiech” z lat 1912 i 1914. Pisownia oryginalna.

 
Fryderyk Sellin, fot. Eliasz Stumann
fot. Zdzisław Marcinkowski
ul. Piotrkowska w Łodzi, fot. dr A. Wieczorek
pocztówka / Wydawnictwo A. J. Ostrowskiego

Autor

  • Marcos Silber

    starszy wykładowca na Wydziale Historii Żydów Uniwersytetu w Hajfie oraz dyrektor tamtejszego Programu Studiów nad Polsko-Żydowską Historią i Kulturą. Publikował prace poświęcone nacjonalizmowi diaspory żydowskiej w Polsce, Rosji i na Litwie na początku XX wieku, oraz filmowi żydowskiemu i polskiemu a także kulturze popularnej w Polsce międzywojennej, stosunkom polsko-izraelskim i migracjom. Autor m.in: Different Nationality, Equal citizenship! The Efforts to Achieve Autonomy for Polish Jewry during the First World War oraz: Polish-Israeli Diplomatic Relations, a selection of documents (1945-1967).

    Silber Marcos