z psychoterapeutką Keshet Bar-Yadin
rozmawia Ewa Szubstarska-Stein

Znakomity francuski komik Louis de Funès twierdził, że humor jest dla duszy tym samym, czym tlen dla płuc.
Dla własnego zdrowia powinniśmy więc dawkę śmiechu włączyć do codziennej higieny.

Do psychoterapeuty przychodzimy, gdy czujemy się źle, mamy problem, depresję. Czy zdarza się, że podczas tych spotkań pacjent wybucha śmiechem?

Na spotkaniach indywidualnych czasem pojawia się uśmiech. Za to w grupach wsparcia częściej zdarzają się wybuchy śmiechu.

Łatwiej nam sięgać do swojego poczucia humoru w grupie? Łapiemy dystans, bo mamy odbiorców, z którymi nadajemy na podobnych falach?

Humor rozładowuje energię i stres. Pod wpływem śmiechu uspokajamy się. W grupie – po jakimś czasie, gdy członkowie poczują się już bezpiecznie – pozwalamy sobie na śmiech, a nawet na czarny humor, który jest specyficznym sposobem radzenia sobie z dyskomfortem.

Zwykło się mówić, że śmiech to zdrowie, ale to więcej niż powiedzenie – bo zostało to udowodnione naukowo. Śmiech działa leczniczo nie tylko na poziomie psychologicznym, ale też fizjologicznym: hamuje wzrost poziomu hormonu stresu i uwalnia hormony szczęścia. Dlatego tzw. „medyczny clown” w szpitalu nikogo już nie dziwi. Na pewno słyszałaś o eksperymencie, który dowiódł, że jeśli włożysz ołówek między zęby to wyślesz sygnał do mózgu, że się uśmiechasz. A organizm na to zareaguje i w rezultacie poczujesz się lepiej – nawet, jeśli w danej chwili wcale nie jest ci do śmiechu.

Tak jak umysł wpływa na ciało, tak też ciało wpływa na umysł?

Właśnie tak. Ciało pomaga duszy, a dusza ciału. Dobrym przykładem jest ruch, który doskonale wpływa na nasze samopoczucie. Jeśli ktoś stawia czoła jakiejś chorobie to odpowiednie dawki humoru mogą być doskonałą terapią wspomagającą. Tak właśnie działa tzw. joga śmiechu. Każda jej sesja rozpręża, pomaga zrzucić pewien ciężar. Louis de Funès – znakomity francuski komik – twierdził, że śmiech dla duszy jest tym samym czym tlen dla płuc. Uważam, że to świetne porównanie.

Zatem dawka śmiechu powinna stać się elementem codziennej higieny?

Powiem ci, jak dbam o siebie. Nie oglądam horrorów ani wiadomości, gdyż są przytłaczające. Dbam o to, by oglądać rzeczy lekkie, np. seriale, które mnie bawią. Śledzę w mediach społecznościowych strony, które oferują zabawne posty, dołączam do grup, w których wraz z innymi mogę się z czegoś pośmiać, poprawić sobie nastrój. Zwracam uwagę na to, czym się otaczam, co oglądam, czego słucham, czym karmię swoją duszę.

Dobrym przykładem jest grupa „Mamatzhik” – w wolnym tłumaczeniu „Śmieszna mama”. Ostatnio przeczytałam tam zabawny post żony zaskoczonej tym, że mąż może skończyć pracę o siedemnastej. Nie wiedziała, że to możliwe, zanim rozpoczął się mundial. W takich grupach można żartować z nawet najbardziej drażliwych i bolesnych wątków, dzielić się trudami życia, czasem nawet chorobą, i szukać w tych sytuacjach aspektów pozytywnych, a nawet humorystycznych. To niesamowicie uwalniające.

Wspomniałaś, że nie oglądasz wiadomości. To prawda – żyjemy w intensywnym miejscu. Paradoksalnie Izraelczycy mają bardzo duże poczucie humoru, a programy satyryczne mają się świetnie. Czym jest humor dla Izraelczyków?

Myślę, że humor dla Izraelczyków jest dokładnie tym samym czym jest on dla Polaków i każdej innej nacji: pomaga radzić sobie z niełatwą rzeczywistością, spoglądać na nią w innym świetle. Poza tym programy satyryczne są świetnym lustrem i pomagają nam śmiać się nie tylko z innych, ale i z samych siebie.

Gdy śmiejemy się z tych samych żartów, niejako dzielimy te same myśli, wartości lub uprzedzenia. Nawet ponad podziałami społecznymi.

Za przykład weźmy kawały o Żydach: ktoś, kto nim nie jest, może będzie się z nich śmiał, lecz jednak z pewnym zażenowaniem, a jeżeli usłyszy to ktoś o pochodzeniu żydowskim, to może się poczuć zraniony.

Grupa – czy to etniczna czy jakakolwiek inna – ma przywilej śmiania się z samej siebie. Każdy, kto poznawał mnie tu, w Izraelu, na wieść o moim kraju pochodzenia natychmiast zaczynał opowiadać kawały o Polce siedzącej samotnie w kuchni, po ciemku. Zamiast się obrażać, dystansowałam się od nich: prostowałam, że te wszystkie kawały dotyczą poprzedniego pokolenia. Dalej mogliśmy się już śmiać razem.

Nie każdemu żartowanie przychodzi z łatwością. Jak można zmieniać tory – ze skłonności do narzekania na radość z tego, co się ma?

Są osoby, które mają tendencje do skupiania się na problemach i zadręczania się tym, co będzie. Osobom, które chciałyby nauczyć się kontrolować te myśli polecam praktykowanie mindfulness, czyli uważności. Skupioną, uważną świadomością możemy zatrzymać wir negatywnych emocji.

Ta technika przypomina, że warto wracać do własnego „tu i teraz” i powtarzać sobie, że to, czego się obawiamy, to tylko myśl, a nie fakt, i że właśnie w tym momencie wszystko jest w porządku. Można też pójść o krok dalej i praktykować kindfulness: bycie dla siebie uważnym i miłym, i obejmować siebie w trudnych chwilach. Tak jak w przypadku uśmiechu nasze ciało reaguje na objęcie: niezależnie od tego, czy jest ono szczere czy nie, uwalnia hormony szczęścia. Śmiejmy się więc i obejmujmy! Ludzie czują się bezpieczniej i łatwiej jest im się otworzyć w towarzystwie tych, którzy się uśmiechają. Bo śmiech działa jak magnes.

fot. unsplash

Autorzy

  • Ewa Szubstarska-Stein

    (ur. w 1980 r.) - z wykształcenia socjolożka, psychoterapeutka tańcem i ruchem, performerka, choreografka i nauczycielka. Przez ostatnie dziesięć lat nauczycielka i kierowniczka Szkoły Polskiej w Tel Awiwe. Od lat organizuje warsztaty i projekty artystyczne po polsku dla dzieci w Izraelu w ramach grupy „Ilustracja”.

  • Keshet Bar-Yadin

    (urodzona w Warszawie) – psychoterapeutka. Pracuje z pacjentami zmagającymi się ze stratą w prywatnej klinice w Tel Awiwie. Dyrektorka do Spraw Wsparcia i członkini zarządu w organizacji non-profit „Bishvil Hahayim”, wspomagającej rodziny, których bliscy odebrali sobie życie oraz zapobiegającej samobójstwom. Prowadzi terapie w języku hebrajskim, angielskim i polskim.