Szulamit Kopf rozmawia Ania Karpowicz

Szulamit Kopf, telawiwska malarka o krakowskich korzeniach, w rozmowie z Anią Karpowicz: Wyobraź sobie, że twoi rodzice przetrwali wybuch bomy atomowej. Przychodzisz na świat wiele lat później, jednak radioaktywne promieniowanie, którego nie możesz ani poczuć, ani dotknąć, oddziałuje na każdą komórkę twojego ciała. 

Ania Karpowicz: Twoja mama, Irena Jung, w dniu wybuchu II wojny światowej była śliczną, młodą dziewczyną z zamożnej krakowskiej rodziny. Doświadczona horrorem wojny, ocalona z Holokaustu, pozostała do końca życia silną i spełnioną kobietą. Jak jej się to udało i jak to wpłynęło na Ciebie? 

Szulamit Kopf: Moja mama wiele przeszła i potrafiła doskonale radzić sobie w wymagających sytuacjach. Jednak w głębi serca nie udało się jej wyjść z poczucia głębokiej straty. Nigdy nie pogodziła się z wygnaniem z dziecięcego raju, jakim był dla niej przedwojenny Kraków: mieszkała w reprezentacyjnej kamienicy przy Rynku Głównym 24, w domu pełnym antyków i dzieł sztuki, otoczona czułością i pięknem. Z tęsknoty za utraconym domem wiele lat później wybrała profesję antykwariuszki. Do dzisiaj mam dwa krakowskie XIX-wieczne kandelabry, które cudem przetrwały wojenną zawieruchę przechowane przez życzliwych sąsiadów. Myślę, że dostałam od niej wrażliwość na sztukę, która dla niej była koniecznym składnikiem życia. Otaczanie się pięknem dawało mamie poczucie przynależności i bezpieczeństwa.

Urodziłaś się w Izraelu wiele lat po wojnie. Kiedy zaczęłaś interesować się polską częścią Twojej tożsamości? Czy był jakiś szczególny moment, w którym zrozumiałaś, że utrata, jakiej doświadczyło pokolenie Twoich rodziców, dotyka także Ciebie?

Niedawno skończyłam pracę nad dokumentem o mojej rodzinie. Pierwsze zdanie, jakie wypowiadam w filmie, brzmi: „Wyobraź sobie, że twoi rodzice przetrwali wybuch bomy atomowej. Przychodzisz na świat wiele lat później, jednak radioaktywne promieniowanie, którego nie możesz ani poczuć, ani dotknąć, oddziałuje na każdą komórkę twojego ciała.” A więc nawet, jeśli oni nie opowiadali o swoim doświadczeniu na co dzień, ja jako małe i wrażliwe dziecko je czułam. Widzę ogromny wpływ, jaki ich strata miała na mój rozwój i postrzeganie świata. Dzisiaj o niej maluję, piszę, kręcę o niej filmy, a nawet napisałam piosenkę.

Muszę dopytać o ten wątek muzyczny: co to za piosenka?

Wiedziałam, że cię to zainteresuje! Skomponowałam piosenkę o siostrzenicach mojego ojca. Kiedyś w rozmowie z nim zapytałam, ile dzieci miał jego brat. Okazało się, że pięcioro, ale nie był w stanie sobie przypomnieć ich imion. Postanowiłam więc poszukać w dokumentach jakiegoś śladu. Czułam, że poznanie tych imion pozwoli mi włączyć te dzieci do rodzinnej pamięci. Zaczęłam więc dzwonić do różnych instytucji w Polsce, także do Siedlec, skąd ojciec pochodził. Dzięki uprzejmości urzędników udało mi się odszukać troje dzieci: Sarę (9 lat), Chavę (5 lat) i Taubę (4 lata). W sierpniu 1942 roku wszystkie znalazły się w transporcie do Treblinki. Pozostałej dwójki nie udało mi się odnaleźć. Napisałam piosenkę, aby samej sobie opowiedzieć tę historię. 

Wzrusza mnie, z jaką cierpliwością budujesz i chronisz pamięć o Twojej rodzinie, chociaż jest to pamięć trudna. 

Czasami zastanawia mnie, dlaczego część ludzi z mojego pokolenia – dzieci ocaleńców – żyje ze świadomością swojego doświadczenia, a część jakby w ogóle go nie dostrzega. Może wynika to z wrodzonej – większej lub mniejszej – wrażliwości, a może ze strategii milczenia, którą przejęli ze swoich domów? Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. W moim przypadku główną rolę gra wyobraźnia – odkrywając rodzinne historie widzę je bardzo plastycznie, ze wszystkimi szczegółami, i to chyba sprawia, że czuję wewnętrzne ponaglenie, aby się nimi dzielić. 

W malarstwie łączysz stare z nowym: na przykład skrawki autentycznych listów Ireny Jung pisanych z frontu wschodniego do rodziny zamalowujesz po wielokroć z zastosowaniem współczesnych technik. Zaskakująco to, co abstrakcyjne w formie, zdaje się najbardziej dojmujące w ekspresji. Dlaczego?

Mówisz o wystawie, która była pokazywana w Krakowie, Paryżu i Tel-Awiwie, a niedługo gościć będzie również w Muzeum Bojowników Getta w kibucu Lohamei Ha-Getaot. Ale niedawno pokazałam także zupełnie inne prace, niezwiązane z cyklem „historycznym”. Podczas wernisażu podszedł do mnie profesor akademii sztuk pięknych i powiedział: „jestem poruszony motywami Szoah w twoich obrazach”. Zdziwiłam się, ponieważ nie inspirowałam się tematem Zagłady, a jednak ona emanowała z tych obrazów, bez mojego świadomego udziału. Ciekawi mnie zresztą zagadka procesu twórczego: które jego elementy kontroluję, a które są poza moim wpływem? W nowej serii obrazów pracowałam na luźnym, nie naciągniętym płótnie, które podczas malowania składało się, ukrywając jedne fragmenty, a eksponując inne. Musiałam zaakceptować fakt, że duża część mojej pracy pozostanie niewidoczna dla odbiorcy, ale jednocześnie nowe podejście do płótna zainspirowało mnie do przemyśleń dotyczących zagadnień percepcji. 

(Szula wyciąga zdjęcia swojej mamy z czasów młodości i z lat 40., wykonane tuż po jej powrocie do Polski). 

Zobacz, wojna namalowała na jej twarzy swój portret.

W mojej pracy przy festiwalu WarszeMuzik także szukam starych fotografii przedwojennych warszawskich kompozytorów lub wykonawców. Widzę na nich młodych chłopców z warszawskiej Dzielnicy Północnej, marzących o wielkich karierach. Często wtedy towarzyszy mi głębokie westchnienie: „Mietku, Witku, nie macie pojęcia, co was czeka, za chwilę cały wasz świat runie w gruzach”. To jest jeden z trudniejszych momentów, z którymi muszę sobie poradzić. 

Podobnie w mojej pracy: kiedy oglądam archiwalne materiały z przedwojennych dzielnic żydowskich, pełnych gwaru, ludzi i życia, przychodzi wstrząs: „oni wszyscy zniknęli”. Jednak w przeszłości mojej rodziny najtrudniejszy tożsamościowo czas nastąpił już po wojnie – byli zasymilowanymi, niereligijnymi Żydami, czuli się polskimi patriotami. W korespondencji wojennej pisali do siebie, że muszą wrócić, odbudować kraj, o którym mówili „ojczyzna”. Byli ostrzegani, że w Polsce nie mają do czego wracać, że atmosfera jest fatalna. Niestety, po osiedleniu się w Katowicach zaczęły do nich dochodzić straszne wiadomości o pogromach, zginął znajomy rodziny – adwokat Michael Blum. Ostatecznie podjęli trudną decyzję o emigracji do Izraela. 

Tym większe wrażenie robi na mnie Twoja znakomita znajomość języka polskiego, mimo, że nigdy nie mieszkałaś w Polsce. Tak się przecież poznałyśmy – usłyszałaś w windzie język polski i od razu zaczęłyśmy rozmawiać. To było na początku mojego pobytu w Tel-Awiwie, Twoja życzliwość i piękna polszczyzna były dla mnie ciepłym powitaniem w obcym kraju. Uświadomiłam sobie wtedy, jak wielu polskich Żydów mijam każdego dnia na ulicy. Skąd tak dobrze znasz polski?

Z domu. Moja mama nauczyła mnie nie tylko języka, ale też wielkich dzieł polskiej literatury, jako dziecko recytowałam między innymi inwokację z „Pana Tadeusza”. Polska kultura była stale obecna i żywa, była czymś oczywistym i bliskim. W moje obrazy wkomponowuję fragmenty tekstów w języku polskim jak drogą pamiątkę, to dla mnie bardzo ważna część tożsamości.

fot. ze zbiorów Shulamit Kopf
fot. ze zbiorów Shulamit Kopf
aut.: Szulamit Kopf
aut.: Szulamit Kopf
aut.: Szulamit Kopf

Autorzy

  • Ania Karpowicz

    (ur. w 1983 r. w Warszawie) - polska flecistka, aktywistka i kuratorka. Laureatka Paszportów “Polityki” w 2021 r. Studiowała grę na flecie poprzecznym w Polsce i Niemczech, mieszkała na Łotwie i w Izraelu. Jest kuratorką festiwalu WarszeMuzik (od 2017) i założycielką kooperatywy muzycznej Hashtag Ensemble (od 2015), a także entuzjastką twórczości Mieczysława Wajnberga, którego Instytut współtworzy od 2020 roku. Obecnie mieszka w Warszawie.

  • Irena Jung

    (ur. w 1921 roku we Lwowie) - jej ojciec, adwokat, przeprowadził się do Krakowa, kiedy Irena miała 9 lat. Po wybuchu II wojny światowej trafiła do Lwowa i jak wielu Polaków została wywieziona wgłąb ZSRR. Wcielona do Armii Berlinga, w latach 1943-45 przeszła szlak bojowy z ZSRR do Berlina. W 1950 r. wyemigrowała do Izraela, następnie w 1964 roku wyjechała do USA. Była cenioną antykwariuszką. Zmarła w wieku 94 lat.

  • Szulamit Kopf

    (ur. w 1954 roku w Tel Awiwie) - izraelska malarka o polskich korzeniach; córka Ireny Jung. Miała 10 lat, jej rodzice wyemigrowali do USA, gdzie odebrała wykształcenie. Pracowała jako dziennikarka dla największych pism amerykańskich, a po powrocie do Izraela w 1991 roku kontynuowała pracę dla Jerusalem Post. Kopf powróciła do swojej pasji - malowania - 15 lat temu. Jej prace wystawiane były w Izraelu, Polsce, USA i Francji.