tekst uczelnie i uczniowe Szkoły Polskiej w Tel Awiwie

Janusz Korczak nie miał konkretnej metody wychowawczej. Pracował z dziećmi, opisywał doświadczenia, poddawał je krytyce. Wierzył, że człowiek cały czas powinien dążyć do poprawy, i że w dzieciach jest to potrzeba naturalna, której wystarczy nie tłumić. Na tym polega szacunek: pozwolić dziecku być tym, kim jest – mówi Batia Gilad w rozmowie z uczniami Szkoły Polskiej w Tel Awiwie.

Uczniowie SP w Tel Awiwie: Jest Pani nauczycielką. W jaki sposób zainspirowała Panią zawodowo postać Janusza Korczaka?

Batia Gilad: Według Korczaka najpierw trzeba zobaczyć dziecko. Korczak mówił, że od dziecka można się nauczyć o wiele więcej, że to ono może nas poprowadzić drogą, której nie znamy. Gdy wchodziłam kiedyś do klasy, mówiłam uczniom: wy macie Internet i bardzo łatwy dostęp do informacji, do wiedzy, możecie poczytać sobie na przykład o II wojnie światowej – do tego nie potrzebujecie nauczyciela. Ja przynoszę Wam moje życiowe doświadczenie. I to jest właśnie lekcja, jaką daje nam Korczak. 

Czego zatem nauczyła się Pani od dzieci?

W 2006 roku Izraelu trwała druga wojna z Libanem. W okolicy mojego domu w Hajfie doszło do strzelaniny. Ze strachu przed kolejnym incydentem wyjechałyśmy z koleżanką i jej dziećmi do kibucu, by poczuć się bezpieczniej. Na miejscu dzieci poszły do przedszkola. W krótkim czasie same poznały cały kibuc, pokazały mi, gdzie można chodzić, gdzie są place zabaw itd. To ja chodziłam za nimi, a nie one za mną. I to jest właśnie esencja korczakowskiej idei: dać dzieciom wolność. 

Zajmuje się Pani również tematem praw dziecka.

Nie wiem, czy wiecie, ale istnieje Konwencja Praw Dziecka przy ONZ, która ma 51 paragrafów. Konwencja została ratyfikowana w 1989 roku po aż dziesięciu latach pracy! Dokument ten jest oparty na myśli Janusza Korczaka. To on pisał do Ligi Narodów, że 1/3 ludzkości to dzieci, więc im też należą się prawa. Wszystkie kraje, oprócz USA, podpisały tą konwencję. Do dzisiaj nie wiemy, dlaczego tak się stało. Do dziś międzynarodowe stowarzyszenie korczakowskie w Nowym Yorku próbuje przekonać rząd do zmiany decyzji w tej sprawie.

Jakie jest według Pani najważniejsze prawo dziecka?

Prawo do szacunku. Bo co to jest tak naprawdę szacunek? W szacunku możemy doszukać się wszystkich innych praw. Bo jeśli mam do kogoś szacunek to będę go słuchać, nie będę używać wobec niego przemocy, pozwolę mu napisać albo powiedzieć wszystko, co chce. Ale chodzi tu o szacunek do dziecka jako człowieka. Według Korczaka i Pani Stefy dziecko jest człowiekiem od momentu urodzenia.

Wróćmy do czasów sierocińca. Wspomniała Pani o Stefanii Wilczyńskiej – współpracowniczce Janusza Korczaka. Czy to prawda, że była bohaterką?

5 sierpnia 1942 roku dzieci z sierocińca wraz z wychowawcami, Januszem Korczakiem i Panią Stefą wyruszyły, jak wiadomo, w swoją ostatnią drogę, na śmierć. Zawsze mówi się, że na czele dzieci szedł Korczak. Ale on tam nie szedł sam: pani Stefa była obecna zarówno podczas ostatniej drogi dzieci, jak i w każdym momencie życia wychowanków. I powiem Wam coś jeszcze. Stefa w 1939 roku zostawiła warszawski Dom Sierot i przyjechała do Palestyny. Dostała pozwolenie od władz brytyjskich na wjazd i pojechała do koleżanki do kibucu Ein Harod. Właściwie zrobiła aliję. Po mniej więcej półtora roku, widząc szalejącą w Europie wojnę, opuściła Palestynę i wróciła do Warszawy. Kolegom w kibucu powiedziała: „moje dzieci są w Warszawie”. Pani Stefania była prawdziwą bohaterką!

Jaka jest Pani misja w życiu? Robi Pani tyle ważnych rzeczy.

Moja misja się już zakończyła, jestem w wieku waszych babć. Ale całe życie chciałam robić dla dzieci jak najwięcej dobra. Wybrałam zawód nauczycielki, potem zostałam dyrektorką szkoły. Gdy wchodziłam do starszych klas i rozmawiałam z młodzieżą w wieku 16 –18 lat, zamiast wymagać od nich tak jak inni nauczyciele – by się uczyli, zdawali egzaminy na możliwie najlepsze końcowe oceny – ja mówiłam im coś innego. „Macie na początek wszyscy 100 (najwyższa ocena w izraelskim szkolnictwie – przyp. red.). Teraz waszą misją jest pilnować tej setki. Macie starać się nie dla mnie, lecz dla tego kredytu, który dostaliście na początek”. Obracałam sprawy o 180 stopni. Mam nadzieję, że to im zaprocentowało.

Czy poznała Pani jakiegoś wychowanka Janusza Korczka? 

Tak, poznałam Leona Gluzmana, który opuścił warszawski sierociniec w 1930 roku i wyjechał do rodziny adopcyjnej w Kanadzie. Gdy miał 7 lat, tak jak inni wychowankowie, dostał pocztówkę. Jego była w kwiatki, niezapominajki. Na tych pocztówkach zapisane były różne liczby. Pan Leon opowiedział nam, że kiedy dziecko opuszczało sierociniec, wszyscy – wychowankowie i wychowawcy – głosowali, czy uważają, że będzie pożytecznym obywatelem jak będzie dorosły. Pan Leon dostał 4 głosy za, 6 przeciw i 16 niezdecydowanych. Pożyteczny obywatel znaczy optymistyczny! 

Czy Janusz Korczak był optymistą czy pesymistą? Czy tak jak Rousseasu wierzył, że człowiek rodzi się dobry, a społeczeństwo go psuje? Czy jak Hegel – odwrotnie, że rodzi się zwierzęciem, a społeczeństwo czyni go człowiekiem? 

Korczak przede wszystkim mówił o dziecku, że od początku jest ono człowiekiem – od momentu urodzenia. A człowiek jest dobry. On był zdecydowanie optymistą! Czytając jego pisma można zobaczyć, że nie miał on konkretnej metody wychowawczej. Po prostu pracował z dziećmi, opisywał doświadczenia, poddawał je krytyce. Z tego, co robimy, trzeba wyciągnąć wniosek. Człowiek cały czas powinien dążyć do poprawy. Poprawa to optymizm, a jeśli zostajemy przy tym samym, to jest to oznaka pesymizmu. A dzieci chcą zmiany, poprawy, tylko trzeba im na to pozwolić. Na tym polega szacunek – pozwolić dziecku być tym, kim jest. I wtedy ono samo dojdzie do tego, czego chce. Na dorosłym spoczywa jednak odpowiedzialność, bo przecież nie chodzi o to, żeby pozwolić dzieciom na wszystko. Trzeba być uważnym, by w tej wolności nie zrobiły sobie krzywdy.

Batia Gilad


nauczycielka, działaczka społeczna, przewodnicząca Międzynarodowego Stowarzyszenia im. Janusza Korczaka oraz Centrum Edukacji Korczaka w Izraelu, uhonorowana Orderem Uśmiechu. 30 maja Batia była gościem Szkoły Polskiej w Tel Awiwie. Okazją do rozmowy był Dzień Dziecka oraz warsztaty dziennikarskie dla uczniów Szkoły, podczas których dzieci pod okiem naszych redaktorek uczyły się sztuki wywiadu. Rozmowa z Batią jest efektem ich pracy. 

Autor