tekst Uzi Reish, Hila Marcinkowska

Izraelczyk Uzi Reish przyjeżdża na urlop do starego domu właściciela kopalni złota w dolnośląskim miasteczku. To nie będą sielskie wakacje. Kim są ludzie, w których łóżku będzie odtąd zasypiał? I czy zdoła im wybaczyć?

Uzi, tak jak wielu Izraelczyków, przyjeżdża do Polski, aby zobaczyć miejsca w których żyła jego rodzina. Odczuwa potrzebę obejrzenia domów i miejsc z rodzinnych wspomnień, chce poczuć klimat i zapach Polski. Do wizyt przygotował się w bardzo nietypowy sposób: przez dwa semestry uczył się polskiego w Instytucie Polskim w Tel Awiwie. Z rodzinnego domu wyniósł zaledwie kilkanaście słów, więc nauka była niemalże od podstaw.

Język polski Uziego nie jest perfekcyjny, ale na tyle dobry, że potrafi komunikować się z ludźmi i rozumieć odnajdywane archiwalne dokumenty. Podczas jednej z jego podróży do Polski zabrałam Uziego do Złotego Stoku, do domu mojej przyjaciółki Doroty. Domu, jakich wiele na Dolnym Śląsku, z historią, którą nowi właściciele chcieli poznać i którą szanują.

Spaliśmy w pokojach i łóżkach, w których kiedyś sypiali niemieccy właściciele domu, jedliśmy ich sztućcami z ich talerzy. Dziwne uczucie, pomieszane ze wstydem z powodu korzystania z ich domowych sprzętów, ale i z nieokreślonym poczuciem zwycięstwa. Trochę się obawiałam, jak Uzi przyjmie to, co w złotostockim domu będzie go otaczało. Ale on zakochał się w historii domu dyrektora kopalni złota, a efektem jest poniższy tekst: o domu, przyrodzie i miasteczku, ale też o winie i rozgrzeszeniu.

Hila Marcinkowska

W czerwcu 2020 roku Dorota udostępniła swoim przyjaciołom z grupy podróżników, z którą przyjechałem, swój wakacyjny dom w Złotym Stoku. Połowę piętrowego domu odziedziczyła po swojej cioci. Dom wybudował na początku XX wieku Karl Buchloh, dyrektor niemieckiej kopalni złota. Wuj Doroty był pierwszym burmistrzem miasta, które w 1945 roku zostało przekazane polskim osadnikom. Dom niemieckiego dyrektora kopalni został znacjonalizowany, a nowemu burmistrzowi, jako najważniejszemu człowiekowi w mieście, przydzielono ten właśnie obiekt. Willa położona jest w najlepszej części miasta, na górze z widokiem na cały Złoty Stok.

Kiedy ciotka i wuj Doroty wprowadzili się do domu, musieli wyremontować część ścian zniszczonych przez rosyjskich żołnierzy poszukujących ukrytego ponoć złota. Nawet dzisiaj niektórzy goście podążają za swoją wyobraźnią, pukając tu i ówdzie w ściany, w oczekiwaniu na dźwięk wewnętrznej przestrzeni ukrywającej skarb.

Wehikuł czasu

Nad dachem budynku, wznosi się maszt „łapacza piorunów”, którego szczyt pokryty jest kilkudziesięcioma gramami złota. Nawet rosyjscy żołnierze uhonorowali tę znajdującą się na szczycie domu „ikonę” i pozostawili ją nietkniętą. Piorunochron pozostaje symbolem i sztandarem ambicji jego fundatorów.

Ciotka Wanda była najwyraźniej zafascynowana oryginalną zawartością domu, nadal mieszkała z tymi samymi meblami, tą samą antyczną ceramiką i szkłem, i tymi samymi piecami opalanymi węglem, które służyły do ogrzewania domu i podgrzewania wody w kranach. Dorota, która pielęgnuje i szanuje pamięć swojej ciotki, równie gorliwie strzeże mieszkania, pozostawiając je niemalże takim, jakim je zastała, bez wymiany narzędzi i sprzętów na nowoczesne. Każdy, kto przyjeżdża na wakacje do tego mieszkania, nadal korzysta z patelni i garnków z 80 – letnią historią. W miesiącach jesiennych bulgoczą w nich grzyby zebrane podczas porannych wędrówek. Latem na stole kładą się kosze pełne rozmaitych owoców i roślin zebranych w lesie. Pobyt w tym domu to tak naprawdę pobyt w muzeum, doświadczenie stylu życia sprzed niemal 100 lat.

Rozumiem, że także moi bliscy – ci, których znałem i wielu, którzy zginęli i których nie mogłem poznać, żyli przed wojną w nieco podobnej rzeczywistości. Zapewne też ogrzewali swoje pokoje takimi piecami węglowymi, smażyli na ciężkich żeliwnych patelniach, prali ubrania na falistych blachach, kąpali się w wannie takiej, jaką znaleźliśmy na strychu. 

W składziku, który prowadzi na strych, na podłodze, znajdują się wiadra z węglem używanym do ogrzewania domu. W starej dębowej szafie, na dolnej półce, znajduje się plecak z plandeki. Na środku wypisano wyblakły dziś tekst: adres, pod który wysłano pakunek. Można się z niego dowiedzieć m.in., że dzisiejsza nazwa miasta – Złoty Stok – brzmiała przed wojną Reichenstein. W tym plecaku Wehrmacht zwrócił matce żołnierza rzeczy osobiste jej najmłodszego syna, który zginął pod koniec wojny. Jak się okazuje, dwaj starsi synowie zostali wcześniej zabici pod Stalingradem. A więc wszyscy trzej synowie dyrektora kopalni zostali wysłani przez lojalnego sługę Rzeszy do służby dla Führera. Wszyscy „wrócili” w trumnach.

Najwyższa cena

W Katowicach znajduje się Muzeum Historii Polskiego Górnictwa. Zdjęcie z wystawy pokazuje dyrektora złotostockiej kopalni, który właśnie zbudował sobie dom. Dumny sługa Niemiec z żelaznym krzyżem na piersi, szablą na udzie i modnym wąsem, podobnym do tego, który nosił Führer. Psotny uśmiech sugeruje mi, że niski mężczyzna trzymający szablę, biegły w dźganiu swoją bronią, nie był wart zaczepki.

Na werandzie swojego domu Dorota opowiada, że ​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​​sam Karl nigdy nie wrócił, aby odwiedzić dom, z którego został wyrzucony. Ale jakieś trzydzieści lat po deportacji wysłał swojego siostrzeńca, aby zobaczył i opisał mu, jak to miejsce wygląda dzisiaj. Młody człowiek spotkał się z Wandą, ciocią Doroty, i powiedział jej, że jego wuj płakał, prosząc go, by tam pojechał. Wanda otrzymała później list od Karla, w którym dziękował obecnym lokatorom za szacunek i zachowanie domu w stanie, w jakim został zbudowany.

Co pozostało samotnemu mężczyźnie pod koniec jego życia, po stracie wszystkich trzech synów? Być może pamięć swojej młodości, szczęśliwej rodziny, pamięć poszukiwań złota, wielkich nadziei, a w centrum tego wszystkiego – pamięć o pięknym domu, który wtedy zbudował. Wcale nie ma znaczenia, kto w nim mieszka dzisiaj i kto będzie w nim mieszkał w przyszłych pokoleniach. Dziś stoi tu jako pomnik.

A może Karl zdał sobie też sprawę, że nie zasługuje na powrót, że za wojnę i wielki błąd, który popełnił, jest jakaś cena?

Zastanawiam się, jak to się stało, że właśnie ten człowiek musiał zapłacić tak wysoką cenę. Przecież większość niemieckich zbrodniarzy wojennych, żołnierzy zatrudnionych w obozach zagłady, okrutnych oprawców i sprawców masowych mordów, w ogóle nie została ukarana, lub, po krótkim pozbawieniu wolności, uwolniona. Co prawda on również zatrudniał w czasie wojny przymusowych robotników i był lojalnym nazistą, jednak spadł na niego długi łańcuch kar, których więksi od niego przestępcy nie doznali.

Zwykle nie żałuję Niemców. Gdzieś nawet ucieszyło mnie zesłanie nieszczęść na dawnych właścicieli domu. Jest dla mnie jasne, że synowie Karla musieli zostać zabici pod Stalingradem, aby oni sami zabili jak najmniej żołnierzy walczących przeciwko nim. Ale jednak widzę też tragedię, widzę go jako kolejne wcielenie Hioba, na którego spadają jedno po drugim nieszczęścia. Jako przykład ludzkiej tragedii, do której człowiek zostaje wybrany, by dźwigać osobiście wielkie cierpienia.

To prawda, że biblijny Hiob nie należał do narodu, który sprowadził tak okrutną katastrofę na świat. Jak starożytni alchemicy, którzy bawili się substancjami – arszenikiem i złotem, tak Karl Buchloh przeskakiwał między szlachetnością a nikczemnością, aż został pochłonięty ze swoimi totemami i marzeniami w gęstą tragiczną chmurę.

Jeśli chodzi o te koleje losu, wydaje mi się, że dobrze jest to skonsultować z przemiłym krasnoludkiem, który od co najmniej stu lat leży w domu na podłodze łazienki. Odsuwa się tylko trochę na bok, gdy od czasu do czasu odnawia się lub czyści podłogę. Przez resztę czasu rozmawia, zbiera wspomnienia i spostrzeżenia od każdego, kto się tam znajduje, i nadal uśmiecha się ze zrozumieniem i przebaczeniem.

Autorzy

  • Uzi Reish (Rotbart)

    urodzony w kibucu Kfar Menachem w rodzinie emigrantów z Polski (ojciec z Kalisza, matka z Warszawy). Mieszka w moszawie Nir Cwi. Właściciel firmy inżynieryjnej w branży żurawi wieżowych. Członek Komitetu Ziomkostwa Kaliszan w Izraelu.

  • Hila Marcinkowska

    działaczka społeczności żydowskiej w Polsce, aktywny członek Gminy Wyznaniowej Żydowskiej we Wrocławiu. Przewodnicząca Rady Religijnej Związku Gmin Wyznaniowych Żydowskich w RP. Autorka książek i licznych artykułów z zakresu historii, religii i tradycji polskich Żydów, publikowanych w Polsce, USA, Izraelu, Wielkiej Brytanii, Ukrainie. Mieszka w Kaliszu.