tekst Jan Kirschenbaum
Tradycja żydowska mówi, że chłopiec staje się dorosły w wieku 13 lat. Dla mnie był to początek podróży zakończonej w miejscu, w którym jestem teraz: jako gej, polski Żyd, Izraelczyk, mieszkaniec Tel Awiwu i licencjonowany przewodnik, a nade wszystko – szczęśliwy człowiek.
Pamiętam to słoneczne popołudnie, gdy ojciec zdecydował się podzielić tajemnicą ze mną i z moim bratem bliźniakiem. Jego rodzice zmienili w latach 50. nazwisko Kirschenbaum na inne, brzmiące bardziej polsko. Z ulgą przystałem na prośbę ojca, żeby tego faktu nie rozgłaszać. Raz, że wiedziałem już ze szkoły, że „Żyd” to obelga. Dwa – że równie często używanym przez moich kolegów epitetem było słowo „pedał”, a ja w tym samym czasie zrozumiałem, że fizycznie i emocjonalnie pociągają mnie mężczyźni. Byłem tym kompletnie przerażony. Milczałem, i to skutecznie: zarówno jeden jak i drugi sekret udało mi się utrzymać w tajemnicy aż do matury.
W 2006 roku zapisałem się na Taglit, wycieczkę do Izraela dla młodych osób mających pochodzenie żydowskie. Podczas wyjazdu dowiedziałem się m.in., że istnieje kraj, gdzie nie trzeba się wstydzić żydowskiego pochodzenia! Albo że w Izraelu podpis pod namalowaną na murze gwiazdą Dawida oznacza „am Israel chaj” – „naród Izraela żyje” – a nie antysemickie hasło. To było to! Po Taglicie podjąłem decyzję o ortodoksyjnej konwersji na judaizm, bo zależało mi na tym, żeby w pełni uznawano mnie za Żyda. Wiedziałem też, że chciałbym wrócić w przyszłości do Izraela.
Gdy moja żydowska tożsamość nabierała kształtów, jako gej nadal siedziałem głęboko w szafie. Wiedziałem już, że moja rodzina i przyjaciele zaakceptowaliby moją orientację, ale ja wciąż nie byłem gotów. Bycie gejem wiązało się – przynajmniej tak się wtedy mówiło – z rezygnacją z posiadania dzieci. Brak tej możliwości sprawiał mi ból.
W 2011 wziąłem udział w programie liderskim dla młodych Żydów. Jednym z naszych edukatorów był Vadim, ujawniony gej, który nie tylko nie widział problemu w łączeniu tożsamości żydowskiej i gejowskiej, ale też miał męża i dziecko. Coś, co zawsze wydawało mi się niemożliwe, raptem stało się osiągalne. Jesienią 2012 po raz pierwszy przyleciałem do Izraela, by zamieszkać tu na dłużej. W Hajfie przestałem prowadzić ortodoksyjny styl życia. Stwierdziłem, że w zupełności wystarcza mi fakt, że cały kraj zwalnia w Szabat. Zdarzyła się też inna ważna rzecz: zdecydowałem się wreszcie wyjść z szafy. Podczas przerwy semestralnej dokonałem coming outu przed moim bratem i rodzicami, którzy przyjęli to lepiej niż mógłbym sobie wyobrazić.
Po zrobieniu aliji i pierwszych związkach z mężczyznami zrozumiałem, że nie jestem jeszcze gotów, by na stałe zamieszkać w Izraelu. Wróciłem do Wrocławia, próbując zbudować sobie w Polsce namiastkę izraelskiego życia. Pracowałem w korporacji z językiem hebrajskim, a po pracy realizowałem się jako aktywista żydowski i LGBT, m.in. organizując wrocławski Marsz Równości. Z najlepszą przyjaciółką założyłem „Cukunft”, stowarzyszenie skupiające młode osoby o pochodzeniu żydowskim pragnące realizować swoją żydowską tożsamość w nietradycyjny sposób.
Nie byłem w stanie pozbyć się marzenia o posiadaniu rodziny, żydowskiego partnera i dziecka. Wiedziałem, że w ramach malutkiej polskiej społeczności żydowskiej znalezienie takiej osoby będzie praktycznie niemożliwe. Czarę goryczy przelał incident we wrocławskiej Synagodze Pod Białym Bocianem, kiedy pierwszy raz w moim życiu poprowadziłem nabożeństwo rozpoczynające Szabat. Podczas modlitwy kilka osób ostentacyjnie wyszło mówiąc, że nie zaakceptują faktu, że ujawniony gej prowadzi modlitwę. Poczułem, że nie przynależę już do tej społeczności. W październiku 2019 r. wsiadłem do samolotu do Tel Awiwu. Szybko znalazłem pracę i zamieszkałem razem z dwoma izraelskimi gejami. Dzięki nim trafiłem do konserwatywnej synagogi w centrum Tel Awiwu, dla której moje dwie tożsamości się nie wykluczały. Już od ponad roku jestem w jej zarządzie.
W izraelskiej społeczności LGBT, skupionej głównie w Tel Awiwie, czuję się jak w domu. Jak każda społeczność, ta także jest podzielona. Choć czasami spotyka się z nietolerancją, są wśród niej grupy, którym trudniej się jest odnaleźć. Ciężej jest osobom trans, a także gejom, którzy nie wpisują się w obowiązujący kanon urody umięśnionego modela.
Niełatwo jest osobom LGBT pochodzącym z rodzin arabskich i rodzin z krajów byłego Związku Radzieckiego, bo często są odrzucane zarówno przez swoje tradycyjne rodziny, jak i główny nurt izraelskiej społeczności LGBT. Z podobnymi problemami borykają się osoby LGBT, które odeszły ze społeczności chasydzkich i ortodoksyjnych, szczególnie jeśli nie chcą porzucać religii zupełnie. Zdecydowanie w najgorszej sytuacji są jednak geje z terytoriów palestyńskich. Bardzo ciężko jest im uzyskać status uchodźcy w Izraelu, pomimo tego, że ujawnienie się jako osoba LGBT w którymkolwiek z miast pod palestyńską kontrolą jest praktycznie jednoznaczne z prześladowaniami.
Gdy piszę te słowa, trwa Miesiąc Dumy, czas walki o podstawowe prawa człowieka, takie jak prawo do szacunku, bezpieczeństwa czy założenia rodziny. W Izraelu mam je praktycznie zapewnione i jestem za to wdzięczny. To jeden z głównych powodów, dla których zdecydowałem się na emigrację. Mam jednak świadomość, że jestem w uprzywilejowanej sytuacji, nawet w porównaniu z wieloma grupami pośród lokalnej społeczności LGBT. Chciałbym, żeby ich prawa były jeszcze bardziej przestrzegane bez względu na jakąkolwiek inną przynależność. Wierzę, że to jest możliwe i robię, co w mojej mocy, by się tak stało.
Autor
-
(ur. w 1987) - pochodzi z Wrocławia, ale swoje miejsce na ziemi odnalazł w Tel Awiwie. Kiedyś angażował się w odbudowę życia żydowskiego w Polsce, teraz jest najmłodszym licencjonowanym polskojęzycznym przewodnikiem po Izraelu. Znajdziecie go na Instagramie i Facebooku: @telavivjan.