tekst Daniela Malec

10 października 2023, czwarty dzień wojny z Hamasem. Miasto – zwykle tętniące życiem, w którym dzień i noc ogródki kawiarniane wypchane są po brzegi, a zapach marihuany unosi się w powietrzu – od trzech dni jest wyjątkowo ciche.

fot. Daniela Malec

Na co dzień głośne i radosne, teraz niemal głuche: garstka ludzi przemyka po ulicach, nikt nie przechadza się po bulwarach, plaża, zwykle pełna, świeci teraz pustkami.

Wiele restauracji i kawiarni jest zamkniętych, a w tych, które są otwarte, przesiaduje po kilka osób na krzyż. Zamknięte są bary i kluby nocne. Na twarzach nielicznych przechodniów rzadko można dostrzec uśmiech, a raczej troskę, zmartwienie i rozgoryczenie. Podsłuchałam dziś w mieście kilku rozmów: wszystkie dotyczyły wojny.

Tel Awiw, podobnie jak Izrael, bardzo zmienił się pod wpływem wydarzeń z soboty 7 października. Znany ze swojego niezłomnego ducha, chwalił się zawsze jego symbolem: barem Mike’s Place, który otworzył się siedem dni po ataku terrorystycznym w roku 2003. Powód był jeden: „bo terroryści nie będą nam dyktować, jak mamy żyć”. W poprzednich potyczkach z Hamasem wielu mieszkańców miasta ignorowało syreny zapowiadające atak rakietowy. Tym razem jednak jest inaczej. Tel Awiw solidarnie współodczuwa z resztą kraju, przeżywając żałobę i szok, oraz stosując się do zaleceń bezpieczeństwa.

„Mama, aj aj!” – powtarza w kółko moja dwuletnia córeczka, co w jej języku oznacza potrzebę wyjścia na plac zabaw. Ciągnie za klamkę do drzwi, tłumaczę jej jednak, że to niemożliwe – ledwie godzinę temu mieliśmy atak rakietowy. Szkoły, przedszkola i żłobki nieczynne są już od kilku dni, zamknięte w domach dzieci męczą się i nudzą, a ich rodzice odchodzą od zmysłów. Wyzwaniem jest również rozmowa na temat tego, co się dzieje. Moja córeczka jest jeszcze za mała na pogawędkę o polityce, ale już dobrze wie, że kiedy wyje syrena, należy biec szybko do schronu na parterze naszego domu. 

Większość ludzi nie oddala się od swego domu, może poza obowiązkową wizytą w sklepie – wszystko po to, by być blisko swojego schronu w przypadku syreny. Dziś jednak musiałam pomóc komuś w ważnej sprawie, wybrałyśmy się więc z córeczką rowerem na 30-minutową przejażdżkę na północ miasta. Gdy wychodziłyśmy z domu, sąsiadka z balkonu swojego mieszkania pożegnała nas słowami: „Uważajcie na siebie, niech B-g was strzeże na drodze i pozwoli wrócić do domu!” – zupełnie tak, jakbyśmy wybierały się na front. A przecież nasze miasto zazwyczaj pełne jest rodziców na rowerach, mknących po nadmorskich bulwarach ze swoimi pociechami. Tym razem po drodze nie spotkałyśmy żadnych dzieci. Przechodnie patrzyli na moją córeczkę z wyrazem politowania, a na mnie – z surowym pytaniem w oczach: „kim jest ten nieodpowiedzialny rodzic?”.

Wracając poczułyśmy się głodne i minąwszy kilka zamkniętych restauracji zatrzymałyśmy się przy otwartej pizzerii. W środku młody mężczyzna opowiadał drugiemu o tym, że z dwójką dzieci sąsiadów nie ma kontaktu od soboty, i nie wiadomo jeszcze, czy zostali porwani do Gazy, czy ukrywają się w jakimś schronie, czy może ich ciała nie zostały jeszcze odnalezione.  

Przez chwilę siedziałyśmy na ławce pijąc wodę, kobieta siedząca obok wpatrzona była w ekran telefonu. Czytała wiadomości na stronie organizacji Szalom Ahszaw (Pokój Teraz).

Przed nami niepewne dni: nie wiadomo, kiedy otworzą się żłobki i szkoły, i kiedy choć odrobinę wrócimy do codziennego rytmu. W sklepach zabrakło butelek wody, po tym, jak nasza armia zaleciła, by wyposażyć każdy schron w trzy litry wody na głowę. W Tel Awiwie słychać dziś bomby spadające na Gazę, operacja odwetowa IDF się intensyfikuje. W samym mieście jest względnie spokojnie, lecz wyraźnie czuć, że to cisza przed burzą.

Obyśmy mogli wszyscy wrócić szybko do hałasu ruchliwej ulicy i pokrzykiwań na szuku Carmel. Cisza telawiwskich ulic przerywana nagłym hukiem samolotów bojowych na niebie, której doświadczamy w ostatnich dniach, jest zbyt przejmująca.

fot. Daniela Malec
fot. Daniela Malec
fot. Daniela Malec
Wojna w Izraelu
Karolina van Ede-Tzenvirt

Modlitwa na zgliszczach

Na zaproszenie izraelskiego MSW przedstawiciele różnych wspólnot religijnych wzięli udział w poruszającej wizycie w kibucu Kfar Aza.

PRZECZYTAJ »

Autor

  • (ur. w 1979 r.) - Izraelka z wyboru (zrobiła aliję w 2009 r.). Mieszka w Tel-Awiwie. Dusza artystyczna: jest aktorką, pisze, tłumaczy, udziela się społecznie. W „Kalejdoskopie” kieruje marketingiem i prowadzi media społecznościowe.

    View all posts