Tekst: Esther Fuerster-Ashkenazi, Jerozolima

Każdej nocy, gdy trzymam w ramionach dziecko w gotowości do prędkiego zejścia do schronu, myślę o tym, jak bardzo chcę, żeby to się już skończyło. A jednak w tej tragedii zabłysło światełko, którego dawno tu już nie widziałam.

Piszę ten tekst niemalże na kolanie. Niemowlak w końcu zasnął, pancerne żaluzje w oknach zostały opuszczone, siostra mojego męża, która przeniosła się do nas, pomaga w ostatnich dziennych zadaniach, a ja staram się wreszcie zjeść ciepły posiłek. Na koniec dnia poddajemy się stresowi i otwieramy nalewkę z owoców granatu, którą zrobiłam w zeszłym roku na Rosz HaSzana.

W tym roku rozpoczynający nowy żydowski rok miesiąc Tiszrei zakończył się tragicznie. Ostatniego Szabasu, a jednocześnie w święto Simchat Tora, wydarzyło się coś, czego nikt nie mógł się spodziewać. Zostaliśmy zaatakowani przez Hamas, który w ciągu kilku godzin dopuścił się tylu zbrodni przeciwko ludności Izraela, że planu i organizacji nie powstydziłby się sam Hitler. Jedyna różnica między nazistami a bojownikami Hamasu jest taka, że ci pierwsi starali się jakoś zataić zagładę Żydów, natomiast ci drudzy doszli do wniosku, że z morderstwami, gwałtami, dekapitacjami i paleniem ludzi żywcem warto podzielić się z całym światem. I tak też zrobili.

Mąż zaczął przygotowywać się do wyjazdu. Czekał tylko na wezwanie z wojska (tzw. Caw 8), wykonując w międzyczasie telefony do swoich żołnierzy – rezerwistów, zwykłych cywili spędzających czas z rodzinami. W jednej chwili wszyscy stali się aktywnymi żołnierzami, jadącymi na front, by walczyć o swój kraj.

W końcu wyjechał, a ja, tak jak wielu innych ludzi – matek, dzieci, starców, chorych i tych, którzy z różnych powodów na służbę się nie załapali – zostałam bronić „domowego frontu”. Pozostało mi przetrwać czas ostrzałów, niepewności, informacji o poległych oraz szerzącej się propagandy wojennej. Syreny alarmowe dźwięczą w uszach na długo po ucichnięciu. Każdej nocy, gdy trzymam w ramionach dziecko w gotowości do prędkiego zejścia do schronu, myślę o tym, jak bardzo chcę, żeby się to już skończyło.

W tym wszystkim jednak zabłysło światełko, którego dawno już nie widziałam. Zwykli cywile, sąsiedzi, rodziny – wszyscy w ciągu kilku godzin zmobilizowali się i zgłosili swoją chęć pomocy. Zaczęto gotować posiłki dla osób starszych lub mam z małymi dziećmi, przewozić strategiczny sprzęt, dostarczać produkty higieniczne dla rodzin z południa i żołnierzy, którzy w większości pojechali na front bez przygotowania, nagle – tak, jak stali. Wolontariusze zaoferowali pomoc przy pakowaniu żywności oraz wszystkiego, co jest aktualnie potrzebne. Młodzież pomaga nadzorować dzieci na ulicy, żeby mogły wyjść z domu na chwilę lub w nim bezpiecznie zostać, pomaga też zbierać datki na różnego rodzaju cele. Każda z tych prac wykonywana jest sprawnie, szybko, bezpłatnie oraz z nadzieją, że w taki sposób przetrwamy jako naród. Inni, ryzykując życie, walczą, już nawet na dwóch frontach, o to, byśmy jako kraj, naród i rodzina mieli jakąś przyszłość.

Jest niewątpliwie wiele organizacji, tak rządowych jak i pozarządowych, które działają na terenie Izraela, lecz takiej samomobilizacji, jaka dzieje się na setkach grup WhatsApp’owych czy fejsbukowych między niezrzeszonymi Izraelczykami, nie powstydziłyby się największe światowe instytucje.

Wśród licznych wolontariuszy zgłaszają się też ci, którzy gotowi są pomagać przy kopaniu grobów.

Wstępujemy w szósty dzień wojny Izraela z Hamasem, a teraz też i Hezbollahem, i na razie nie mamy nadziei na jej rychłe zakończenie. Jednak znajomości, które nawiązałam z sąsiadami, nowe „babcie”, które nabyła moja córka, piękne gesty w postaci chociażby jedzenia, które czeka w lodówce, tak, żebym mogła spokojnie zająć się dzieckiem w tym trudnym czasie, na zawsze pozostaną z nami. Pokazują w jakim stopniu, jako naród, jesteśmy jedną rodziną.

To prawda, kłócimy się w tej rodzinie niemal cały czas (ostatnio nawet w samo święto Jom Kippur w Tel Awiwie) ale wojna pokazuje, że wróg nie wybiera, wróg nas nie rozróżnia. Dla niego nie ma różnicy między Izraelczykiem religijnym a niereligijnym, prawicowym a lewicowym. Każdy z nas jest na celowniku i cieszy mnie, że w tak ciężkiej sytuacji jesteśmy sobie w stanie bez przeszkód pomóc.

numer 09 i 10
Agata Shteinberg

Co by było, gdyby

W pierwszym dniu wojny w południowym Izraelu zginęło ponad 1300 osób. Byli i tacy, którym udało się wyjechać na chwilę przed tym, zanim rozpętało się piekło. Niby umknęli śmierci, ale jak dalej z tym żyć?

PRZECZYTAJ »

Autor

  • Esther Fuerster-Ashkenazi

    (ur. 1986 ) założycielka firmy specjalizującej się w genealogii dochodzeniowej, zaangażowana w projekty w Izraelu, USA i Polsce. Członkini zarządu Towarzystwa Przyjaźni Izraelsko – Polskiej. Autorka książki „Izrael bez cenzury”. Kierowniczka ds. pozyskiwania funduszy oraz prezeska Stowarzyszenia Kalejdoskop.

    Fuerster-Ashkenazi Esther