Towarzystwo Przyjaźni Polsko-Izraelskiej świętuje w tym roku swoje 38-lecie. Członkowie-seniorzy zapewniają, że to nie koniec. Aby tak się stało, zaprosili do współpracy młodych olim. To wyjątkowa sytuacja wśród izraelskich organizacji łączących osoby o polskich korzeniach. 

Karolina Przewrocka-Aderet: Wydawałoby się, że Wasza inicjatywa jest dziś mniej potrzebna niż 30 lat temu. Starsze pokolenia Polanim odchodzą, ziomkostwa się zamykają, Polska i Izrael utrzymują stosunki dyplomatyczne i nawiązują współpracę na wielu szczeblach. Młodzi Żydzi owszem, przyjeżdżają, ale trudno te małe alije porównać do tych z przeszłości. Po co Wam to wszystko? Macie dla kogo to robić?

Jakov Kuperberg: To naturalna kolej rzeczy, tak po prostu miało być. Ci, którzy do tej pory byli w nim aktywni, nie stają się przecież młodsi – sam jestem w tej grupie. Towarzystwo zawsze miało dwa cele: dbanie o pamięć o historii, o właściwe upamiętnienie zmarłych, ale też – kreowanie lepszej przyszłości. To bardzo ważne, byśmy się rozwijali, a możemy to zrobić tylko w jeden sposób: angażując młodych ludzi. To mogą być osoby zainteresowane Polską z uwagi na rodzinną historię, albo po prostu takie, którym zależy na dobrych relacjach między Polską i Izraelem. Nie mam wątpliwości, że istnienie Towarzystwa jest bardzo ważne – zwłaszcza teraz, gdy relacje między dwoma krajami są dość delikatne. 

Jan Kirschenbaum: Nie mam złudzeń, że grupa polskojęzyczna w Izraelu będzie zawsze liczebnie tak duża jak obecnie, jednak wierzę, że mamy dla kogo i z kim pracować. Myślę tu o młodych osobach urodzonych w Polsce, które mieszkają w Izraelu z różnych powodów. Za 10-15 lat może się okazać, że rola budowania mostów między krajami będzie spoczywała wyłącznie na nas. I damy sobie radę, bo mamy wszystko, co jest do tego potrzebne: wrażliwość, wiedzę i zrozumienie dla tematów, którymi oba kraje żyją. Widzę to jako pewien rodzaj odpowiedzialności. Jeśli nie my, to kto? Dlatego nie miałem żadnych problemów z odpowiedzią na pytanie, czy chciałbym dołączyć do Towarzystwa.

Esther Fuerster-Ashkenazi: Zawsze chciałam zaangażować się w budowanie mostów między Polską i Izraelem. To było dla mnie kluczowe i podobnie jak Janek nie wahałam się z odpowiedzią. Mam ponad 30 lat, dużo energii do działania. Chcę mieć realny udział w tym, jak relacje między krajami będą się dalej kształtowały, dlatego tu jestem. Bardzo się cieszę na wspólną pracę ze starszym pokoleniem, którą na dobre zaczniemy już jesienią. 

Nie pierwszy raz na łamach „Kalejdoskopu” aktywiści opowiadają, że nie ma wyjścia – relacje polsko-izraelskie trzeba wziąć we własne ręce i wziąć za nie odpowiedzialność, szczególnie, gdy na szczeblu politycznym ciężko się dogadać. Interesuje mnie, czy macie na to jakiś własny przepis? Jak zamierzacie radzić sobie z tematami, które uchodzą w relacjach polsko-żydowskich za grząski grunt?

Jan: Jakiś czas temu oprowadzałem po Jerozolimie grupę uczniów z Chełma i Givatayim. Zwróciłem uwagę na to, jak bardzo cieszyli się swoją obecnością, wspólnym humusem i lodami, spoglądaniem na Izrael z tak różnych perspektyw. Uczniowie w tej grupie urodzili się w 2007 roku. Dla nich wojna – waham się to powiedzieć, ale taka jest prawda – jest zamierzchłą historią, i musimy wziąć to pod uwagę. Nie twierdzę tu oczywiście, że mamy o niej zapomnieć – nie możemy tego zrobić! Uważam, że musimy szczerze rozmawiać o skomplikowanych relacjach polsko-żydowskich, a potem wspólnie zwrócić się ku przyszłości. Mówimy tu o dwóch krajach, których przeszłość i teraźniejszość jest skomplikowana. Mając tę świadomość, możemy się skupić na tym, co teraz jest dla nas najważniejsze: na budowaniu mostów i wzajemnych kontaktów. To jest dla mnie sposób na działanie.

Esther: W epoce twitterowych populistów, których spotkać możemy zarówno w Izraelu jak i w Polsce, jedno jest pewne: każda historia ma dwie perspektywy, z których każda będzie rozumiana tylko przez jedną z grup odbiorców. To się nie zmieni. Dlatego powinniśmy po prostu robić swoje.

Jakov, jak się czujesz – jako drugie pokolenie po Holokauście – słysząc, że młode pokolenie woli koncentrować się na przyszłości? 

Jacov: Owszem, czuję w sercu jakieś ukłucie, ale przyznaję, że to, co mówi Janek, jest prawdą. Młode pokolenie zaczyna traktować to, co zdarzyło się 80 lat temu, jak zamierzchłą historię. Taka jest kolej rzeczy. Ale też nie mam wątpliwości, że muszą być strażnikami tej pamięci, przekazując ją kolejnym pokoleniom. 

Mamy tu, w Izraelu, stosunkowo młodą grupę osób polskojęzycznych, którą ośmieliłabym się nazwać wspólnotą. Co to jest za grupa? Jak zamierzacie z nią współpracować?

Esther: Jesteśmy dość dużą grupą osób, które w jakimś okresie – wiele lat temu lub całkiem niedawno – przyjechały tutaj z Polski. Jest w niej społeczność żydowska i nieżydowska, czyli Polonia. Mamy osoby, które przyjechały tutaj przed upadkiem ZSRR, i mamy młodszą generację, która przyjechała tutaj z własnej woli, nieprzymuszona przez czynniki zewnętrzne. Są wśród nas osoby, które mówią: odcinamy przeszłość, zaczynamy w Izraelu nowe życie. I inni, tak jak Jakov, którzy mówią: zbudujmy silne relacje z krajem naszego pochodzenia. Nasza grupa jest dobrą platformą do zbudowania silnych polsko-żydowskich i polsko-izraelskich więzów. Byłoby świetnie, gdyby udało się tę wspólnotę wzmocnić – widzę, że to się dzieje we wspólnotach osób z innych krajów, mamy więc pole do działania. 

Jan: Gromadzimy się wokół facebookowej grupy Polish Speakers in Israel, niezależnie od tego, czy jesteśmy Żydami czy nie. Jesteśmy wspólnotą także w tym sensie, że sobie pomagamy, i to czasem mimo różnic, które nas dzielą. Nie zawsze wszystko widzimy w ten sam sposób i nie zawsze pałamy do siebie sympatią. Ale łączy nas język polski i podobnej postrzeganie polskiej i/lub żydowskiej tożsamości. I miłość – bo ludzie, którzy tu przyjechali, zrobili to z miłości: albo do tego kraju, albo do któregoś z jego mieszkańców. W naszych rękach jest to, by w tej grupie rozwinąć większe poczucie przynależności do tej wspólnoty przy jednoczesnym zrozumieniu jej skomplikowanych tożsamości. Taką rolę widzę też w tym, co robi wasz „Kalejdoskop”.

Jacov: Odkrycie, że taka grupa istnieje, i że można ją okreslić mianem wspólnoty, ogromnie mnie ucieszyło. Cieszę się, że są młodzi ludzie, którzy czują się jakkolwiek zaangażowani w sprawy polsko-izraelskie. Martwiłem się, że będzie nam bardzo ciężko znaleźć kogoś do współpracy w Towarzystwie. Nie tylko się udało, ale też okazuje się, że ludzi chętnych do takiego czy innego uczestniczenia w owocach naszej pracy może być więcej. 

Co zmieni się teraz w Towarzystwie? Jakie macie pomysły na dalszą działalność?

Jacov: Rozszerzanie działalności z pomocą nowo zrekrutowanych członków, szczególnie tych młodych. Ważne są dla nas również kontakty, które ci ludzie wnoszą. Wiele kontaktów z miastami w Polsce budujemy przecież dzięki osobistym relacjom i rodzinnym historiom. Ja rozpocząłem współpracę między Białymstokiem i Yehud. Ilona Dworak-Cousin, nasza przewodnicząca, organizuje niedługo wystawę polskich artystów w swoim mieście Raanana. Mamy więc projekty, które rozpoczęliśmy już wcześniej, i które teraz po prostu zamierzamy kontynuować. 

Jan: Mam w planach organizację wycieczki pod hasłem „Polski Tel Awiw” – najpierw dla ludzi z Towarzystwa, a potem dla wszystkich chętnych. Chciałbym też opublikować mini przewodnik po polskim Tel Awiwie – tak, by służył i nam tu mieszkającym, i turystom. W szerszej perspektywie wiem, że w naszej działalności będziemy musieli budować mosty mimo uprzedzeń i stereotypów, które są obecne w obu krajach i są podsycane przez nieostrożne wypowiedzi polityków. O polskiej i izraelskiej narracji historii trzeba mówić z dużą delikatnością, starając się zrozumieć racje obu stron. Przede wszystkim trzeba działać na rzecz dobra naszej społeczności lokalnej. Jeśli chcemy żeby nasz głos był w przyszłości usłyszany, to warto zacząć od wzmacniania lokalnej wspólnoty między nami.

Esther: Spotkania odnośnie nowych działań zaczniemy jesienią. Chciałabym przyjrzeć się temu, co się w poprzednich latach udało, a zanim wcielimy w życie nowe pomysły – odnieść się do tradycji Towarzystwa. Zastanowić się nad tym, jak możemy się rozwijać, wprowadzając świeży powiew, ale nie niszcząc tego, co było dotąd. To będzie nasz ukłon w stronę tradycji, którą warto kontynuować.

Autorzy

  • (ur. w 1987 r.) – redaktor naczelna „Kalejdoskopu”, dziennikarka, stała współpracowniczka „Tygodnika Powszechnego”. Autorka „Polanim. Z Polski do Izraela”. Współautorka antologii „Przecież ich nie zostawię. O żydowskich opiekunkach w czasie wojny” oraz – wraz z ks. Adamem Bonieckim – książki „W Ziemi Świętej”.

    View all posts
  • Towarzystwo Przyjaźni Polsko-Izraelskiej

    powstało w 1984 roku z inicjatywy Miriam Akavii, Szoszany Raczyńskiej, Natana Grossa, Eli Jagody, profesor Felicji Karaj, dr Landau oraz Pereca Unikowskiego, zastępcy burmistrza Tel Awiwu, a potem - pierwszego przewodniczącego Towarzystwa. Aktywnie wspierało relacje między Polakami i Izraelczykami jeszcze przed nawiązaniem stosunków dyplomatycznych między krajami. Latami podejmowało się organizacji nieskończonej liczby wydarzeń, spotkań i działań na rzecz współpracy, miało też realny wpływ na dialog między krajami na szczeblu międzypaństwowym i brało udział w ważnych debatach dotyczących relacji polsko-żydowskich. Dziś w skład zarządu Towarzystwa wchodzą Zvi Kelner, Aleksander Opatowski, Jossi Dakkar, Jacov Kuperberg, Jossi Notkowicz, Ilona Cousin-Dvorak oraz nowi, młodzi członkowie: Esther Fuersther-Ashkenazi oraz Jan Kirschenbaum.

    View all posts